Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 03 października 2024 r., imieniny Gerarda, Teresy



Dlaczego „Wyszkowiak” został sprzedany?

Felietony z „Wyszkowiaka” sprzed dwóch tygodni o relacjach między naszą lokalną władzą a mediami wywołały dyskusję na internetowych forach, która w mojej ocenie wskazuje na to, że temat jest rzeczywiście ważny. Mam również świadomość, że został on jedynie zasygnalizowany. Żeby go rozwinąć, spróbuję zastanowić się, dlaczego „cudowne dziecko wyszkowskiej demokracji”, jak naszego wspaniałego burmistrza określa Roman Składanowski sprzedało w ubiegłym roku gminną gazetę „Wyszkowiak”.
Poprzednim właścicielem był bowiem Urząd Miejski, a w pewnym sensie – sam burmistrz Grzegorz Nowosielski, który jednym podpisem mógł w 5 minut zmienić redaktora naczelnego. Jaki mogło to mieć wpływ na redakcję, dobór i charakter tekstów, każdy może się domyśleć. A, jaki miało? Może się kiedyś dowiemy o konkretnych ograniczeniach, czy ingerencjach. Z pewnością było to wyczuwalne w wielu tekstach, w szczególności związanych z różnymi aspektami sprawowania władzy. Przykładem może być choćby, niepodpisany i mocno manipulacyjny, tekst z „Wyszkowiaka” dotyczący frekwencji radnych, który był bezpośrednią przyczyną kryzysu koalicji rządzącej gminą w ubiegłej kadencji. Szczególnie w pamięci również utkwiła mi kuriozalna relacja związana z koncertem naszej orkiestry strażackiej. Zorganizowany był on w celu pożegnania kilku doświadczonych muzyków odchodzących z orkiestry, a najważniejszymi informacjami były oczywiście te związane z przedstawicielami władzy obecnej na koncercie. Dziś nasza lokalna władza może na redakcję „Wyszkowiaka” oddziaływać jedynie takimi samymi metodami, jak na inne redakcje – poprzez osobiste naciski, pochlebstwa, cichy układ z właścicielem, czasem załatwienie jakiejś sprawy, a przede wszystkim zamieszczanie lub niezamieszczanie ogłoszeń. To też bardzo konkretne sposoby wpływania na nasze lokalne media, które mogą być skutecznie stosowane. Jest to jednak coś zasadniczo innego od poprzednich zależności o charakterze służbowym. Interesujące jest, dlaczego pan burmistrz zdecydował się wreszcie sprzedać gazetę gminną, choć co najmniej dwukrotnie obiecywał, że sprzeda, a jednak tego nie zrobił przez pierwsze 10 lat swoich wspaniałych, oświeconych rządów.
Rozważmy trzy hipotezy. Pierwsza, że „cudownemu dziecku” zrobiło się wstyd i postanowiło po kolejnych obietnicach dotrzymać słowa w sprawie sprzedaży tygodnika. Chyba bez większych rozważań możemy jednak tę hipotezę odrzucić, ponieważ skoro dwukrotnie nie wstydził się nie dotrzymać słowa w tej sprawie to trudno zakładać, że po dziesięciu latach sprawowania władzy coś się w tym zmieniło. Kolejna to, że wiedział, kto kupi i w związku z tym nie obawiał się tego negatywnych skutków. Taka wiedza graniczyłaby, co prawda z proroctwem, ale nie bądźmy znów takimi racjonalistami i dopuśćmy, że nasz burmistrz miał przeczucie, kto kupi „Wyszkowiaka”. Albo może właśnie bądźmy racjonalistami i uznajmy, że niektóre sprawy mają swoje drugie dno. Czy w tym konkretnym wypadku ono istnieje i jak wygląda ? Powiem szczerze – nie wiem. Jednak możliwość ukazywania się krytycznych tekstów o naszej lokalnej władzy w „Wyszkowiaku” świadczyłaby raczej o tym, że nie wiedział, kto kupi. Ewentualnie jakieś „bardzo ważne” ustalenia straciły swoją moc w wyniku innych, zdecydowanie ważniejszych okoliczności.
Trzecia hipoteza nie wyklucza drugiej, jest jednak w mojej ocenie najbardziej prawdopodobna. Nasz burmistrz po prostu już nikogo się w Wyszkowie nie boi, bo raczej mamy taką sytuację, że wszyscy…, no może bez przesady, prawie wszyscy się go boją. Oczywiście oprócz grona przyjaciół, do którego według obecnego pana przewodniczącego rady miejskiej każdy chciałby należeć. Obecna sytuacja w radzie miejskiej, z punktu widzenia sterowania radą przez burmistrza, jest po prostu super komfortowa. Pan burmistrz ma co najmniej kilka wariantów zawiązania koalicji w radzie, a więc wszyscy koalicjanci jedzą mu po prostu z ręki. Ze strony radnych ani politycznych partyjek nic więc naszej gminnej władzy wykonawczej nie grozi. Pan burmistrz może sobie po prostu robić to, na co ma ochotę. A ponieważ, jak powszechnie wiadomo, pracowitością nie grzeszy, to robi niewiele. Organizacje społeczne nie stanowią również dla naszego wspaniałego burmistrza żadnego zagrożenia. Większość bowiem ich przedstawicieli w poprzednich wyborach samorządowych z radością go poparła. Należy więc przypuszczać, że są oni w grupie przyjaciół pana burmistrza. Jak natomiast wygląda sprawa relacji naszych lokalnych mediów z panem burmistrzem? „Wyszkowiak”, będąc własnością gminy musiał być grzeczny, to jasne. Ale i trzy pozostałe tytuły prasowe, które przecież są od dawna od naszej władzy lokalnej niezależne, nie odważają się przeważnie podjąć jakiejś zasadniczej krytyki na temat poczynań naszego burmistrza i jego polityki. Ot, czasem któraś z naszych dziennikarek pozwoliła sobie zauważyć, że nie wszystko jest jeszcze idealne, bo np. gdzieś brakuje tabliczek z nazwami ulic. Tak więc, pan burmistrz to wszystko sobie gruntownie przemyślał i uznał, że gazeta gminna nie jest mu wcale potrzebna do wpływania na opinię publiczną i dlatego ją po prostu sprzedał. Przed gazetą pojawiła się jednak ciekawa szansa na stworzenie nowej formuły pisma. Formuły, w której oprócz standardowych tekstów informacyjnych o wydarzeniach lokalnych znajdzie się również miejsce na artykuły szerzej opisujące procesy i zjawiska społeczne, a także umożliwiającej bezkompleksową krytykę władzy, jeżeli na to sobie zasłuży. Jakieś symptomy takich zmian są już widoczne. Sądzę, że wielu czytelników wyszkowskich gazet będzie redakcji „Wyszkowiaka” kibicować, w nadziei na kontynuowanie tego procesu.

Marek Głowacki
„Wyszkowiak” nr 6 z 5 lutego 2013 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta