Niezależna prokuratura? To zależy...?
Tak źle jeszcze nie było. Od pewnego czasu Prokuratura Generalna działa nieudolnie i nieskutecznie. Już dawno nie było słychać o tak poważnych zaniedbaniach (jak chociażby tragedia w Pucku). Nie przeszkodziło to jednak Donaldowi Tuskowi w przyjęciu sprawozdania z działalności Prokuratury Generalnej. Coś niebywałego!
Powołaniu niezależnej Prokuratury Generalnej towarzyszyła idea odcięcia tzw. „politycznej pępowiny”. Niestety, godny naśladowania pomysł spalił na panewce. Sam Andrzej Seremet, nie tak dawno przyznał, że jego następcy zostali wskazani przez ówczesnego prezydenta. I mało tego. Wspomniany prezydent, od akceptacji wybranych zastępców, uzależnił nominację Seremeta. On sam, bronił tej dwójki mówiąc, iż są fachowcami a nie politycznymi nominantami. Scena rodem z filmów Monty Pythona. Pozostaje nam kwestia tego, czy prokurator generalny, który z założenia winien odpowiadać tylko przed Bogiem i własnym sumieniem, nie jest przywiązany polityczną liną do jednej z opcji?
Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest łatwa. Z jednej strony mamy odwołanie naczelnego prokuratora wojskowego – Parulskiego. Z drugiej mamy sprawę Amber Gold, w której nie przesłuchano syna premiera – Michała Tuska. I o ile ta druga, to ewidentnie ukłon w stronę premiera, to ta pierwsza jest uśmiechem w stronę PiS. Dla wielu środowisk Seremet jest ewidentnie związany z prawą stroną sceny politycznej (z racji mianowania go na to stanowisko przez Lecha Kaczyńskiego). Pozostali jednak patrzą na niego przez pryzmat zaprzeczenia tezy o zamachu smoleńskim, co ma go niejako postawić w szeregach PO.
Prawda jest taka, że z pozoru niezależny od nikogo prokurator generalny, musi liczyć się z tym, że jego los leży w rękach premiera, a budżet zależy od ministra sprawiedliwości. I gdzie tu niezależność, drodzy Państwo? Chociażby ta pozorna. Odpowiedź brzmi: nie było i nie ma jej.
Podobnie nie było i nie ma, od sześciu już lat, posiedzeń Trybunału Stanu. Od chwili przywrócenia go (rok 1982), wyroki skazujące zapadły dla dwóch osób, a druga sprawa toczy się nieprzerwanie od 2005 roku. Jednak, czy można to nazwać skutecznie i sprawnie działającym organem?
Niezwykle skuteczne za to jest medialne nadużywanie Trybunału Stanu w kontekście groźby. Politycznej groźby. W tej specyficznej „konkurencji” prym wiodą politycy koalicji i prawicy.
Obecność Trybunału, jako organu egzekwującego odpowiedzialność najwyższych urzędników państwowych, jest jednak niezbędna. Pozostaje jedynie pytanie, czy obecna forma i sposób funkcjonowania są odpowiednie? Bo co tak naprawdę wiadomo nam o tej instytucji? Wiemy, że nie ma stałej siedziby – w razie potrzeby zbiera się w budynku Sądu Najwyższego. Budżet w wysokości 80 tysięcy co rok powstaje „na wszelki wypadek” i na szczęście nie jest wykorzystywany.
Być może warto zastanowić się nad jego reorganizacją, czy też przeniesieniem kompetencji do innych organów. Bo na chwilę obecną Trybunał sprawia tylko pozór nadzoru nad władzami państwa. Jednak decyzja o jego funkcjonowaniu wciąż leży w rękach polityków. Być może Trybunał Stanu powinien składać się tylko z niezależnych ekspertów, którzy na bieżąco będą obserwować prace polityków i to nie tylko pod kątem zgodności z konstytucją.
Oczywiście, można usprawnić i uzdrowić działanie Prokuratury Generalnej i Trybunału. Trzeba tylko woli i chęci. A tego partiom rządzącym zawsze brakowało. I to nie tylko w tych dwóch przypadkach.
B. Bodio
„Wyszkowiak” nr 49 z 4 grudnia 2012 r.
Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest łatwa. Z jednej strony mamy odwołanie naczelnego prokuratora wojskowego – Parulskiego. Z drugiej mamy sprawę Amber Gold, w której nie przesłuchano syna premiera – Michała Tuska. I o ile ta druga, to ewidentnie ukłon w stronę premiera, to ta pierwsza jest uśmiechem w stronę PiS. Dla wielu środowisk Seremet jest ewidentnie związany z prawą stroną sceny politycznej (z racji mianowania go na to stanowisko przez Lecha Kaczyńskiego). Pozostali jednak patrzą na niego przez pryzmat zaprzeczenia tezy o zamachu smoleńskim, co ma go niejako postawić w szeregach PO.
Prawda jest taka, że z pozoru niezależny od nikogo prokurator generalny, musi liczyć się z tym, że jego los leży w rękach premiera, a budżet zależy od ministra sprawiedliwości. I gdzie tu niezależność, drodzy Państwo? Chociażby ta pozorna. Odpowiedź brzmi: nie było i nie ma jej.
Podobnie nie było i nie ma, od sześciu już lat, posiedzeń Trybunału Stanu. Od chwili przywrócenia go (rok 1982), wyroki skazujące zapadły dla dwóch osób, a druga sprawa toczy się nieprzerwanie od 2005 roku. Jednak, czy można to nazwać skutecznie i sprawnie działającym organem?
Niezwykle skuteczne za to jest medialne nadużywanie Trybunału Stanu w kontekście groźby. Politycznej groźby. W tej specyficznej „konkurencji” prym wiodą politycy koalicji i prawicy.
Obecność Trybunału, jako organu egzekwującego odpowiedzialność najwyższych urzędników państwowych, jest jednak niezbędna. Pozostaje jedynie pytanie, czy obecna forma i sposób funkcjonowania są odpowiednie? Bo co tak naprawdę wiadomo nam o tej instytucji? Wiemy, że nie ma stałej siedziby – w razie potrzeby zbiera się w budynku Sądu Najwyższego. Budżet w wysokości 80 tysięcy co rok powstaje „na wszelki wypadek” i na szczęście nie jest wykorzystywany.
Być może warto zastanowić się nad jego reorganizacją, czy też przeniesieniem kompetencji do innych organów. Bo na chwilę obecną Trybunał sprawia tylko pozór nadzoru nad władzami państwa. Jednak decyzja o jego funkcjonowaniu wciąż leży w rękach polityków. Być może Trybunał Stanu powinien składać się tylko z niezależnych ekspertów, którzy na bieżąco będą obserwować prace polityków i to nie tylko pod kątem zgodności z konstytucją.
Oczywiście, można usprawnić i uzdrowić działanie Prokuratury Generalnej i Trybunału. Trzeba tylko woli i chęci. A tego partiom rządzącym zawsze brakowało. I to nie tylko w tych dwóch przypadkach.
B. Bodio
„Wyszkowiak” nr 49 z 4 grudnia 2012 r.