Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 11 listopada 2024 r., imieniny Macieja, Marcina



Katastrofa czy zamach pod Smoleńskiem ?

Słowo katastrofa, używane od samego początku po tym tragicznym dla Polski dniu było naturalne i jak najbardziej właściwe. Jednak właściwie od samego początku pojawiały się wątpliwości, czy to było rzeczywiście przypadkowe zdarzenie ? Dla mnie pierwszym dziwnym sygnałem były relacje świadków, które usłyszałem w polskim radiu dosłownie w ciągu dwóch pierwszych godzin po katastrofie.
Otóż dwie osoby mówiły o tym, że Rosjanie odbierają przypadkowym świadkom zdjęcia i filmy. Od razu pojawiła się taka myśl, że to bardzo dziwne. Co bowiem przedstawiciele rosyjskiego państwa mieli do ukrycia ? Prawdziwym wstrząsem jednak dla mnie było obejrzenie filmu, w którym Rosjanie 11.04.2010, a więc na drugi dzień po katastrofie tną, rozrywają, rozbijają, po prostu niszczą resztki Tupolewa. Czyli w czasie, kiedy materialne dowody zdarzenia powinny być pieczołowicie zabezpieczane i badane są brutalnie, po chamsku niszczone. Film ukazał się w programie „Misja specjalna” Anity Gargas i był jej ostatnim wystąpieniem w TVP jako dziennikarza tej stacji. Wówczas bowiem pani Anita straciła pracę, a program został natychmiast zlikwidowany. Od tego momentu wiemy, że również rządzący naszym krajem mają w tej sprawie wiele do ukrycia, mówiąc najdelikatniej. Od tej pory dowiadujemy się samych wstrząsających rzeczy w związku z postępowaniem Rosjan, polskich władz, ale także polskich mediów. Na początku mamy więc ze strony Rosjan niszczenie dowodów i blokowanie dostępu do nich polskiej stronie. Mam na myśli niszczenie i brak dostępu polskiej komisji do wraku, nieprzekazanie nam wraku do dzisiaj, nieuczestniczenie w sekcjach zwłok, szybkie wycięcie lasu przez Rosjan, czy też pojawianie się i znikanie, a wreszcie zniknięcie nagrań z wieży kontrolnej. Zarówno polskie władze, jak i nasza pseudokomisja do zbadania katastrofy tego jednak „nie widzą” i chwalą współpracę z Rosjanami jako „wzorcową”. Szczególnie brylują w tym zakresie pani minister Kopacz i pan premier Tusk, a także minister Sikorski. W ciągu następnych wielu miesięcy okazuje się jednak, jak wiele kłamstw krążyło w polskich (???) mediach w związku z katastrofą –samolot miał 4 razy podchodzić do lądowania – w rzeczywistości było jedno tzw. próbne podejście uzgodnione z wieżą kontrolną lotów, prezydent Kaczyński miał zmuszać pilotów do lądowania – nie ma do dziś na to żadnych dowodów, generał Błasik miał być w kokpicie w ostatnich minutach lotu – analiza głosów w krakowskim instytucie naukowym tego nie potwierdziła, „tak lądują debeściaki” miał powiedzieć pilot kapitan Protasiuk – nikt na żadnych taśmach z czarnych skrzynek takich słów nie znalazł. Wszystkie te kłamstwa miały swoje źródło na wschodzie, lub w ośrodkach medialnych typu TVN lub Gazeta Wyborcza, a ich obnażenie było możliwe w znacznej mierze dzięki pracy zespołu parlamentarnego posła Macierewicza, a także badaniom i analizom niezależnych polskich dziennikarzy.
Kolejnym etapem odkrywania prawdy o Smoleńsku, lub też obnażania kłamstw smoleńskich było włączenie się kilku polskich naukowców z zagranicy do analiz w związku z katastrofą. Byli to profesorowie Binienda i Nowaczyk z USA oraz dr Szuladziński z Australii, którzy opierając się na oficjalnych danych i wiedzy o wytrzymałości materiałów wykazali m.in., że skrzydło Tupolewa nie mogło zostać ścięte przez brzozę, a gdyby zostało ścięte w tym miejscu, to musiałoby upaść w odległości kilkunastu metrów. Zostało natomiast znalezione w odległości 111 m od brzozy i to w kierunku przeciwnym do lotu. Nie po raz pierwszy podważone zostały w ten sposób ustalenia tzw. komisji Millera, która w tej sprawie (a także w wielu innych) …. powtórzyła po prostu kłamstwa MAK-u. Wcześniej pojedynczy polscy naukowcy wypowiadali swoje wątpliwości w sprawach związanych z katastrofą. Jednak dopiero podjęcie przez zespół posła Macierewicza współpracy z wymienionymi wyżej wybitnymi, polskimi specjalistami z zagranicy doprowadziło do przełomu i zorganizowania konferencji naukowej środowisk akademickich z całego kraju. Uczestniczyli w niej profesorowie z większości znaczących, polskich uczelni technicznych m.in. Politechniki Warszawskiej, Gdańskiej, Akademii Górniczo-Hutniczej oraz Wojskowej Akademii Technicznej . Odbyła się ona dosłownie kilka dni temu. Oczywiście została przemilczana przez najbardziej wpływowe polskojęzyczne media. Generalną konkluzją z konferencji jest, że przyczyną katastrofy był wybuch. Ma o tym świadczyć zarówno charakter zniszczeń, rozmieszczenie szczątków samolotu, jak i wyniki analizy dostępnych fragmentów Tupolewa oraz nity znalezione w ciałach ofiar katastrofy podczas ostatnich ekshumacji. Na konferencję zaproszeni byli członkowie komisji Millera, jednak żaden nie raczył się na niej pojawić, żeby bronić swoich tez. Czy są one nie do obrony ?
Przechodząc do pytania z tytułu felietonu – z czym mieliśmy do czynienia w Smoleńsku z katastrofą czy z zamachem ? Nie podejmuję się tego rozstrzygać. Nie mam również na ten temat żadnej specjalistycznej wiedzy. Po prostu śledzę tę sprawę i staram się na podstawie dostępnych mi danych wyciągać logiczne wnioski. Gdybym został postawiony przed następującym dylematem – masz dwie odpowiedzi: katastrofa, czy zamach, odpowiedziałbym dzisiaj – zamach. Liczba jednoznacznych kłamstw zarówno MAK, jak i komisji Millera, a także liczba kłamliwych, medialnych wrzutek w związku z katastrofą jest olbrzymia. Oznacza to, że podawane nam oficjalne wersje są niewiarygodne. Czy jednak oznacza to zamach, nie ma w tej chwili co do tego 100 % pewności. Pojawia się jednak coraz więcej logicznie uzasadnionych hipotez, w których przyczyną śmierci naszych elit w Smoleńsku było celowe działanie.

Marek Głowacki
„Wyszkowiak” nr 44 z 30 października 2012 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta