Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 28 marca 2024 r., imieniny Anieli, Sykstusa



„Będzie tak jak ja chcę” – czyli idziemy na kompromis

Kompromis to nie nazwa miasta, państw czy rzeki jakiejś. Na mapie świata nie znajdziemy jej szukając nawet z lupą w ręku. Kompromis stanowi metodę rozwiązywania konfliktu poprzez wspólne stanowisko. Stanowisko, które możliwe będzie do przyjęcia dla stron negocjujących. Kompromis oznacza konieczność rezygnacji z części interesów każdej ze stron.
Teorię mamy więc opanowaną. Teraz praktyka.
Z kompromisem mamy do czynienia niemalże każdego dnia. Najczęściej kompromis wypracowujemy w domu. Dwoje obcych ludzi zaczyna nagle ze sobą mieszkać, tworzą małżeństwo. Pomimo uczucia, które ich łączy, sytuacji konfliktowych nie brakuje. Każdy z małżonków ma swoje przyzwyczajenia wyniesione z domu rodzinnego. Przyzwyczajenia tak różne, że z chęcią byśmy czasami sobie oczy wydrapali, żeby udowodnić rację naszych przyzwyczajeń.
Sprzeczki zaczynają się zazwyczaj przy urządzaniu pierwszego wspólnego gniazdka. Spotykam znajome, młode małżeństwo w supermarkecie budowlanym. On znudzony, ona podniecona. Opowiadają o remoncie łazienki, kuchni, mieszkania całego. Glazura w kropeczki – bo Niunia takie lubi. Sypialnia w cukierkowym różu – bo kobietka chce jak królewna się poczuć. Kuchnia na wysoki połysk – bo ona uwielbia elegancję. Biegająca z obłędem w oczach kobieta wybiera mebelki, dywany, firanki, kolor ścian, lustra, szmatki, kwiatki i inne głupoty. Dom urządza ona. On do powiedzenia nie ma nic. Chciał mieć, ale wygadana, kapryśna, humorzasta żonka energicznie neguje wszystko, co usłyszy z ust swego wybranka. Żaden męski pomysł nie spotkał się z jej akceptacją. Nie ma kompromisu, gdyż, jak wiadomo, faceci gustu nie mają. Skoro gustu nie mają, o czym z nimi dyskutować. Żonka chce, to ma. Mężuś z plastikowym pieniądzem urealnia więc jej marzenia.
Skoro facet nie umie gustownie urządzić naszego mieszkanka, to może na pewno pomądrzyć się w kwestii kupowanego samochodu. Wybranka jego serca rozmarzonym wzrokiem patrzy na autka w kolorze fioletowym, różowym czy żółtym. Prosi o malutki, śliczny samochodzik, gdyż to dla niej autko jest kupowane. Pogarda w oczach męża sprowadza ją jednak na ziemię. Nie zna się, więc niech nie marudzi. Prosić nie ma o co, bo facet od dawna wie, jaki pojazd trzeba kupić. Czarna fura wielkości wozu strażackiego staje się własnością kobietki. Nieważne, że wejść do niej należy po drabinie. Nieważne, że fura potrzebna jest do tzw. miejskiej jazdy. Odległości pokonywane nią przez kobietkę nie są większe niż 5 km dziennie. Ważne, że facet spełnił swoje marzenie o zapewnieniu bezpieczeństwa swojej małżonce. Hmm…, a może o bezpieczeństwo wcale tu nie chodzi. Może raczej chęć pokazania innym, że mamy coś, na co nas może nie stać, co nie jest do końca nam potrzebne. Kompromisu przy zakupie czołgu nie było. Baba na samochodach się nie zna, więc tylko duknąć mogła nieśmiało, co by chciała. Duknęła, a i tak nie dostała.
Ale czy o kompromisie można mówić tylko przy tak poważnych inwestycjach?
Do porozumienia, a więc kompromisu dojść musimy często w sprawach błahych, z pozoru by się wydawało.
Kibelek w domu posiada każdy. Mężczyzna deskę podnosi, robi co trzeba, wychodzi. Deska postawiona na baczność pozostaje. Zamyślona kobieta wchodzi, siada i….z wrzaskiem się podrywa. Nie ma nic gorszego niż posadzenie ciepłej pupy na zimną muszlę klozetową. Awantura gotowa. Ona mówi, że prosiła 1000 razy, aby deskę opuszczał. On mówi, że jemu to nie przeszkadza i skoro przeszkadza jej, to niech opuści sobie sama, wszak korona z głowy jej nie spadnie. Rację ma i Ona, i On. Czy w tej sytuacji kompromis można wypracować? No, nie da rady. Nie można przecież pół deski opuścić, a pół zostawić w górze. Chyba, że dwie muszle w kibelku sobie zamontujemy. Chociaż znając życie, facet w obu deskę dostosuje do swoich potrzeb. Nie zapamięta bowiem, że kibelek z lewej strony jest do jego użytku, zaś ten z prawej, jest przeznaczony dla jego delikatnej żony.
W kwestiach kulinarnych kompromisu też nie ma. Kobieta gotuje. Zazwyczaj nauki w tej dziedzinie pobiera od swojej matki. To ona wszak nasz smak u nas wykształtowała. Smak nasz i smak męża, czy towarzysza naszego różnić się będą na pewno. Jedni lubią słono, inni tłusto, jeszcze inni pikantnie. Obiadek szykujemy więc dla naszego wybranka i czekamy na pochwałę. On ćlamie, mlaska, oblizuje się i mówi: „Dobre, ale moja mamusia robiła to inaczej. Weź od niej przepis proszę”. Słucham??!! Nie smakuje, to nie ma. Więcej gotowała nie będę. Idź sobie kolego do mamusi. Karne obiadki więc facet w „Pingwinie” zajada i zastanawia się, co złego powiedział. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. Kobiety-żony proszę nie porównywać do kobiety-mamy. Tu nie mam mowy jakimkolwiek kompromisie do wypracowania. Gotuję jak gotuję i rad teściowej słuchała nie będę. Obiadki mamusi ci smakują, trzeba było z nią ślub brać. Może trzeba było kandydatkę na żonę na kurs gotowania do mamusi wysłać i wtedy miałbyś człowieku jak w domu rodzinnym. O wybrance swojej sam zadecydowałeś, mamusi o zdanie nie pytałeś, to proszę nie przemycać teraz mamusi przepisów do kuchni małżonki. Tu kompromisu nie będzie.
Kobiety uwielbiają być przytulane. Chociaż chwilę (tak np. trwającą godzinkę) mężczyzna ich życia powinien je codziennie przytulać. Nie wiem, dlaczego tak jest. Tak po prostu jest i już. Facet natomiast przytulać bardzo nie lubi. Strata to czasu, niepotrzebna czułość i jakieś dziwne fanaberie kobiety. Jeśli kobieta logicznie wytłumaczy, dlaczego chce przytulania, to on może rozpatrzy to w chwili wolnego czasu. Ponieważ jednak kobieta nie potrafi logicznie wytłumaczyć, to przytulania nie ma. To znaczy jest, ale trwa co najwyżej 15 sekund. Tyle wystarczy. I nie codziennie. Co najwyżej raz w tygodniu. Czy jest w tym kompromis? No dla mnie nie ma! Baba obrażona, że nikt jej nie kocha. Facet wściekły, bo znowu kobieta jęczy a on nie ma pojęcia z jakiego powodu. Przytulił przedwczoraj. Obowiązek spełnił. Ona dostała, co chciała w ilości ustalonej przez niego. Dla niego to jest kompromis. On więc upiera się, że kompromis jest a ona, że go nie ma. Do kompromisu nie dojdą na pewno.
Wyjazd wakacyjny się szykuje. Kobiecie marzy się lenistwo nad basenem w zagranicznym kurorcie. Mężczyzna pragnie przeżyć survivalowe szaleństwo. Błoto, kleszcze, pająki i inne obrzydlistwa nie są akceptowane przez płeć piękną. Nie będzie kompromisu nigdy w tej kwestii. Żadna kobieta nie zgodzi się na taki sposób spędzenia wolnego czasu. Czym potem pochwali się koleżance w pracy? Pięknej opalenizny i zdjęć w kusej sukience po takim wyjeździe wszak nie będzie. Kompromisem by były wyjazdy oddzielne. On papla się w błocie, ona leży jak nimfa na egipskiej plaży. Urlop spędzony oddzielnie to nie jest to, czego kobiety pragną najbardziej. Aby uniknąć złego humoru żony i szlabanu na seks przez wieki całe, znudzony facet z piwem w ręku pozwala wybrance na realizację jej wakacyjnych planów. Gdzie tu kompromis? Według kobiety jest. Spytała, gdzie spędzą wakacje. Obraziła się i podstępem uzyskała to, co chciała.
Według nas, kobiet, pójście na kompromis to dostosowanie się do tego, czego my chcemy. Pytamy mężczyznę, czego chce, ale ich odpowiedź nigdy nie jest właściwa. Mężczyzna czwartym zmysłem powinien wszak wiedzieć, jak na zadane pytanie odpowiedzieć. Nie wie, znaczy że nas nie kocha, nie rozumie, nie chce naszego szczęścia.
Judyta

„Wyszkowiak” nr 22 z 29 maja 2012 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta