Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 24 kwietnia 2024 r., imieniny Grzegorza, Horacego



Umarł król, niech żyje król!

Polskie powiedzenie, które wywodzi się jeszcze ze średniowiecza, kiedy to tymi słowami marszałek dworu francuskiego, po śmierci króla Francji, od razu ogłaszał nowego monarchę, zapewniając w ten sposób o braku kłótni i walk o sukcesję po zmarłym królu.
W Wielkiej Brytanii podobne słowa padły po śmierci królowej Elżbiety II w odniesieniu do jej syna króla Karola III. Warto przy okazji odnotować, że w jednej szesnastej ma on polskie korzenie, ponieważ jego praprababcia była Polką.
Czy polityka Wielkiej Brytanii ulegnie teraz jakiejś zmianie? Teoretycznie brytyjski monarcha ma o wiele większe prerogatywy niż polski prezydent, ale w praktyce od ponad 100 lat obowiązuje zasada „król panuje, ale nie rządzi”. Nie wydaje się, żeby nowy król Karol III miał ją naruszyć i nie widać sił politycznych, czy wojskowych, które miałyby mu w tym pomóc. Współczesna monarchia, polityczna siła króla nie ma nic z tego, co było jeszcze sto, czy więcej lat temu, co swoją drogą ewidentnie przekłada się na słabość tego państwa. Czasy, gdy Imperium Brytyjskie zamieszkiwała jedna czwarta ludności świata i zajmowało ono prawie jedną czwartą powierzchni lądowej Ziemi, póki co minęły bezpowrotnie.
Tak właściwie to każde państwo, które z monarchii przekształciło się w republikę straciło na swojej potędze. Przecież nawet nasz kraj, czyli Korona Królestwa Polskiego, był regionalnym mocarstwem w okresie właśnie monarchii. Byliśmy krajem, jak to się mówiło, od morza do morza, bo za panowania dynastii Jagiellonów rozciągaliśmy się terytorialnie od Morza Bałtyckiego na północnym zachodzie, po Morze Czarne na południowym wschodzie. W XVI wieku Prusy złożyły nam hołd lenny, prawie sto lat później w XVII wieku nasze wojska stacjonowały nawet w Moskwie, a polski król był tytularnym królem Szwecji, a jego syn formalnym carem Rosji (Władysław IV Waza). Od ponad 100 lat jesteśmy republiką (wbrew temu czego uczą w szkołach ostatnim tytularnym królem Polski był car rosyjski Mikołaj II) i z mocarstwowością to nie mamy nic wspólnego i teraz to my obawiamy się Rosji i tego, co zrobi jej złowrogi prezydent Włodzimierz Putin, a nie oni nas.
Niestety, ale demokracja, czyli rządy ludu im bardziej powszechne, tym dają gorsze przełożenie na jakość państwa, o czym możemy przekonać się na co dzień. Demokratyczny polityk nie myśli o tym, co stanie się z państwem za pięćdziesiąt, czy sto lat, tylko co zrobić, żeby wygrać władzę na kolejną kadencję. A żeby wygrać, to sprzyja tym, którzy mogą go wybrać. Czyli obiecuje, obiecuje i obiecuje, nie patrząc na to, czy te obietnice zrealizuje, a jeśli nawet, to jakim kosztem.
Inaczej rzecz ma się w monarchii. Król stara się dbać o jakość państwa, jego finanse i poddanych, bo wie, że po nim będą rządziły w nim kolejne pokolenia jego dynastii, więc stara się zostawić kraj w jak najlepszym rozkwicie, jak najsilniejszy gospodarczo i militarnie, żeby nie zajęli go sąsiedzi. Oczywiście, że zdarzają się też źli królowie i nawet królestwa upadały, ale źle zarządzane królestwa były przejmowane przez te lepiej prowadzone, tak jak niestety stało się to z czasem z I Rzeczpospolitą Polską, do czego przyczyniła się też tzw. demokracja szlachecka. Odrobina demokracji i jakie niepowetowane szkody zdołała ona uczynić. Tym bardziej większe szkody będą wynikiem jeszcze większej demokracji. Przecież największa w dziejach ludzkości wojna (II wojna światowa), która pochłonęła miliony ludzkich istnień, została wywołana przez polityka wybranego w demokratycznych wyborach. Nie liczył się on z nikim i niczym i nie obchodziło go w jakim stanie zostawi państwo, którym rządził.
Niestety w demokracji często ani politycy, ani wyborcy nie kierują się jakimiś ważnymi wartościami tylko tym, żeby było im jak najlepiej nawet kosztem innych. Słusznie zauważył nasz papież Jan Paweł II, że: „Demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Historia nie raz pokazała prawdziwość tych słów.
Wracając do naszego kraju warto sobie przypomnieć, że Polska ma też swoją królową, która 3 maja w rocznicę uchwalenia Ustawy Rządowej, czyli Konstytucji 3 maja obchodzi swoje święto tj. Święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Pierwszego kwietnia 1656 r. w katedrze lwowskiej król polski i wielki książę litewski Jan Kazimierz oficjalnym aktem państwowym nadał Matce Jezusa Chrystusa tytuł Królowej Korony Polskiej i Wielkiej Księżnej Litewskiej, który to akt po uroczystym ogłoszeniu go w katedrze, w obecności przedstawicieli Senatu, Izby Poselskiej, generalicji, szlachty oraz przedstawicieli pozostałych stanów społeczeństwa Rzeczypospolitej, a także przedstawicieli dyplomatycznych, został oficjalnie zarejestrowany w grodzie, co było wtedy dopełnieniem procedury obowiązującej przy tego rodzaju decyzjach. Nikt nigdy tego nie odwołał, nawet komuniści, a skoro zgodnie z dogmatem religii katolickiej Matka Boska została wzięta do nieba „z duszą i ciałem”, to egzystuje ona w jak najbardziej ludzkiej postaci, czyli z punktu widzenia zasad prawa rzymskiego, może być podmiotem praw, również i takich, jak obdarzenie jej tytułem królewskim.
Wniosek z tego jest taki, że biorąc ww. rzeczy pod uwagę Polska nadal jest monarchią, której królowa cały czas żyje, a obecny prezydent jest tylko jej regentem.
Internauta

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta