Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 20 kwietnia 2024 r., imieniny Agnieszki, Teodora



Ewolucja a korona(ś)wirus

Nie będę tu wchodził w spór czy ewolucja jest udowodnioną teorią, czy tylko hipotezą, ale skupię się na pewnych konsekwencjach w stosunku do najmodniejszej obecnie choroby, które wynikają z wiary, bądź niewiary w nią. A są one dosyć poważne.
Co tak właściwie ma jedno wspólnego z drugim? Czyli co ma wspólnego ewolucja z koronawirusem? Jeśli ktoś wierzy w to, że istnieje tzw. ewolucja, czyli, że jedne organizmy przekształcają się w inne i cały czas ten proces zachodzi, to normalną rzeczą będzie to, że uwierzy także w to, że ni stąd, ni zowąd powstanie taki wirus, czy bakteria, który wybije całą… no prawie całą ludzkość. I nic na to nie pomoże, żadna szczepionka, lek, itd., bo one tak zmutują, że będą odporne na te wszystkie możliwe rzeczy. Konsekwencją takiej wiary może być paraliżujący strach, bo przecież zachorowanie na COVID-19 to pewna śmierć albo przynajmniej galaretka z płuc, jak próbują nam cały czas wmówić media głównego nurtu.
A co z tymi, którzy nie wierzą w ewolucję? Dla nich sprawa jest o wiele prostsza, wszystkie możliwe organizmy powstały w momencie stworzenia świata i po prostu nie jest możliwe, żeby po tym czasie powstały jakieś nowe stworzenia, w tym wirusy, bakterie, których nie było z nami już od tysięcy lat. Skoro tak, to nie powstanie żaden nowy wirus, czy bakteria, która wybije całą… no prawie całą ludzkość. A obcując z nimi na co dzień nabywamy naturalną odporność. Dlatego śmieją się oni w twarz tym wszystkim, którzy ulegli medialnej propagandzie o zbrodniczym koronawirusie. Gdyby był on tak zabójczy, to już wielokrotnie zdarzyłoby się, że w okresie sezonowych przeziębień padalibyśmy jak muchy, bo koronawirusy istnieją od momentu ich stworzenie, czyli od początku świata. Swoją drogą nawet nauce są znane od ok. 60 lat, bo już wtedy pojawiły się pierwsze o nich wzmianki.
Niestety wbijana w szkołach jedyna „słuszna” koncepcja ewolucji niszczy nie tylko zdolność do samodzielnego myślenia, ale zabija myśli, że może być to koncepcja fałszywa. Dlatego, jak widać po tym co się stało, łatwiej ulegli koronapanice ludzie wykształceni. Im łatwiej było wmówić, że ten wirus jest tak zabójczy, że to koniec ludzkości, koniec świata i wszyscy pomrzemy na nową chorobę. Ludzie ulegli, jak to niektórzy prześmiewczo piszą, korona(ś)wirusowi, bo zaczęli się zachowywać, delikatnie pisząc, inaczej niż zwykle. To, co kiedyś byłoby postrzegane przez nich jako nienormalność np. chodzenie w maskach, stało się nie tylko akceptowalne, ale dla niektórych wręcz konieczne w celu przeżycia.
A jakby tak nie słuchać tego, co podają media głównego nurtu, to kto by tam wiedział o sztucznie wywołanej panice? Nadszedłby tradycyjny sezon przeziębieniowy, to normalnym byłoby, że wokół ludzie zaczynają kaszleć, kichać, po prostu chorować. Nikt nie wnikałby, czy chorobę wywołał jakiś wirus i jaki, czy bakteria, no poza lekarzami, którzy powinni dobierać odpowiednie lekarstwo.
Dziś prawie każda choroba jest wywoływana przez modnego koronawirusa, którego wykrywa się chyba u każdego, kto zgłosi się na test, co z drugiej strony nie dziwi, w końcu NFZ płaci za leczenie tzw. pacjentów covidowych o wiele większe pieniądze. A skoro tak, to ta paranoja może się nigdy nie skończyć, bo kto chciałby pozbyć się bardzo dobrych zarobków? Lekarze potrafią zarobić i po 50 000zł na miesiąc, ratownicy po 12 000zł, a pielęgniarki nawet i po 10 000zł, jeśli mają styczność z pacjentami covidowymi. Wiadomo, że większe pieniądze będą zawsze przyciągały rzesze chętnych do zarobku i oczywiście będzie duża chęć do fałszowania testów, żeby tylko wyszedł wynik pozytywny. Jak pokazują wypowiedzi różnych osób w mediach społecznościowych, można to osiągnąć stosując pewne odczynniki, jak np. zwykłą sól fizjologiczną, co podobno daje 80-90 procent prawdopodobieństwa wyniku pozytywnego i to bez materiału genetycznego, który powinno się badać.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt utrzymywania nas w przekonaniu, że mamy do czynienie z groźną pandemią. Chodzi o wykreowania emocjonalnego zapotrzebowania na szczepionki. Nakupiono ich multum, a tu okazuje się, że ponad połowa Polaków nie będzie się chciała poddać temu eksperymentowi medycznemu. Nawet w grupie 80+, czyli powyżej 80 roku życia tj. w grupie najbardziej podatnej na rządową propagandę zaszczepiono ok. 52% osób. Im młodsze osoby, tym bardziej spada odsetek chętnych do zaszczepienia się, a to prognozuje fiasko rządowego programu. W grupie osób 60 - 80 lat zaszczepiło się już tylko ok. 40% Polaków. Te dane ewidentnie pokazują, że większość ludzi nie ma zaufania do szczepionek i władzy, która natrętnie je promuje.
Dlatego też należy się spodziewać, że cały ten lockdown gospodarki, nakaz chodzenia w maskach, zakaz zgromadzeń i pozostałe restrykcje jeszcze długo będą utrzymywane i nawet powtarzane w kolejnych sezonach przeziębieniowych. Premier w swojej wypowiedzi jednoznacznie uzależnił tempo otwierania gospodarki od tempa szczepień. I tak będzie aż do wyborów, czyli do zmiany rządu, oby na taki, który będzie chciał od tego odejść. Obecnej władzy ta cała sytuacja jest po prostu na rękę, bo przestraszonymi ludźmi łatwiej się rządzi i można jeszcze utrzymać w kupie koalicję rządową, która trwa już tylko na papierze.
Jak mówi poseł KONFEDERACJI Grzegorz Braun, który obecnie kandyduje na prezydenta Rzeszowa: „Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem”. Niewolnikiem swojego lęku, ale i tych, którzy bezwzględnie wykorzystają go do swoich celów tak, jak obecna władza w Polsce. Co ciekawe zwrot: „Nie lękajcie się”, który nota bene był przewodni dla pontyfikatu naszego papieża Polaka Jana Pawła II, pojawia się aż 365 razy w Piśmie Świętym, czyli tyle ile jest dni w roku. Nie ma przypadków są tylko znaki…
Internauta

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta