Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 11 listopada 2024 r., imieniny Macieja, Marcina



Pozostaje jednak lekki niepokój

Afer podsłuchowych mieliśmy w III RP wiele. Najgłośniejsza, jak się wydaje do tej pory afera Rywin-Michnik polegała na tym, że dwaj przyjaciele ucięli sobie miłą pogawędkę, rozmawiając generalnie o „interesach” (czyli robieniu nas, Polaków w balona). Jeden z nich, Adam Michnik, który rozmowę zapobiegliwie nagrał, prowadził później przez dłuższy czas z drugim, czyli Rywinem jakieś bardzo ważne negocjacje z taśmami w tle.
Po ich niepowodzeniu nagranie upublicznił, doprowadzając do skandalu i zmarginalizowania silnego wówczas politycznie środowiska SLD. „Interesy” owe były bowiem co najmniej dziwne, a z pewnością nieakceptowalne przez szerokie kręgi społeczne. Standardy podsłuchiwania, które wytyczył geniusz naszej demokracji, pan Michnik zaczęły wkrótce powszechnie obowiązywać. Niedługo później mieliśmy podobną sytuację, kiedy po przyjacielskiej pogawędce panów Oleksego i Guzowatego doszło do kolejnego skandalu w SLD, pokazującego degenerację tego środowiska. Nie tak dawno natomiast mieliśmy taśmy Serafina, po których pan Marek Sawicki, jeden z liderów Polskiego Stronnictwa Ludowego odszedł (niestety, tylko na chwilę) w cień polityki. Podsłuchy pojawiły się również w środowisku wrocławskiej Platformy Obywatelskiej w ramach wewnętrznych rozgrywek Tusk-Schetyna i pokazały, jak to szemrane towarzystwo działa na poziomie wojewódzkim. Przypomnę, że metody pana Michnika dotarły kiedyś i pod nasze, wyszkowskie strzechy. Nie wiem, czy Państwo pamiętacie, jak podczas wyborów samorządowych 8 lat temu pewien znany powszechnie pijarowiec upublicznił swoją rozmowę z ówczesnym liderem wyszkowskiej Platformy Obywatelskiej powodując miniburzę w naszym politycznym światku.
Jednak trzeba jasno powiedzieć, że ostatnio upublicznione podsłuchy czołowych polityków obozu władzy przebijają swoim znaczeniem wszystko, z czym dotychczas się spotkaliśmy. Potężna dawka informacji o mentalności i sposobach działania rządzącej nami szajki dotrze wcześniej czy później do szerokich kręgów społecznych. To tylko kwestia czasu. I to pomimo zasłony dymnej uruchomionej przez media mętnego nurtu i różne pseudoautorytety typu Agnieszka Holland, Daniel Olbrychski, czy też „stara komuszka”, pani Danuta Huebner.
Każdy chyba zgodzi się, że Bartuś Sienkiewicz nie ma najmniejszych kwalifikacji do pełnienia funkcji ministra spraw wewnętrznych. Dopuścił bowiem do podsłuchiwania rozmów wielu najważniejszych osób w państwie, a nawet sam dał się podejść. Facet, który z urzędu powinien wiedzieć, co się dzieje w państwie, był podsłuchiwany i został ośmieszony przez „gang kelnerów”!!! Nie powinien więc nawet 5 minut dłużej pełnić tej funkcji. Ale pełni ją nadal. Chyba jedynie dlatego, że Donald Tusk idąc za ciosem pragnie udowodnić, że państwo polskie nie istnieje. Tak naprawdę to nie musi udowadniać. I tak o tym wiemy od dawna. Sugeruje to zresztą również pan prezes NBP, mówiąc, że ostrzegał Donusia w sprawie Amber Gold na kilka miesięcy przed ujawnieniem w prasie istoty tej machlojki. Czyżby przyczyną braku reakcji premiera w tej sprawie był fakt pobierania apanaży przez premierowicza Tuska od właścicieli Amber Gold?
Z kolei Raduś Sikorski, który jeszcze nie tak dawno chciał dorzynać pisowską watahę dziś żali się w „Newsweeku”, że politycy rządzący dziś Polską stali się zwierzyną łowną. Biedaczysko znów nie ma szczęścia. Jakiś czas temu opublikowane przez Wiki Leaks rozmowy Radusia z amerykańskim ambasadorem udowodniły, że Polakom mówi coś zupełnie innego niż ambasadorowi USA. Mianowicie, nie bez pewnej emfazy, jeszcze rok, dwa temu opowiadał nam wszystkim, że jesteśmy jako kraj bezpieczni jak nigdy od wieków. Natomiast amerykańskiemu ambasadorowi mówił, że Rosja staje się coraz bardziej dla nas niebezpieczna. Dziś w prywatnej rozmowie z ministrem Rostowskim (ale podczas obiadku opłacanego z naszych podatków) z wielkim wdziękiem opowiada, że Amerykanie są bardzo brzydcy. Tymczasem na forum publicznym chwali ich pod niebiosa. Już chyba Radusiowi wszystko się pokręciło. Powinien jak najszybciej odejść. Na przeszkodzie jednak stoi pan premier, który uważa, że to były po prostu prywatne rozmowy wynikające z troski o Polskę i nie ma żadnego problemu. Pozostaje jednak lekki niepokój. Przecież jak Sławuś wpadł z zegarkami, to Donald też nie widział problemu, a jednak Sławusia już nie ma w eleganckim towarzystwie płacącym służbową kartą za drogie obiadki z przyjaciółmi. Historia jest bardzo rozwojowa. Z niecierpliwością czekamy na kolejne odcinki tej telenoweli na szczytach władzy. Ponoć prawdziwą rewelacją są rozmowy pani Bieńkowskiej z panem Wojtunikiem, szefem CBA, który niedawno szybką akcją w pokojach posła Burego spacyfikował nieokreślone niepokoje w szeregach PSL-owskiego koalicjanta i spowodował, że posłowie tej partii grzecznie zagłosowali za wotum zaufania do ministra Sienkiewicza.

Marek Głowacki
„Wyszkowiak” nr 29 z 22 lipca 2014 r.

Komentarze

Dodane przez oruid, w dniu 21.08.2014 r., godz. 11.28
Ponoć, ponoć, ponoć. Ponoć Elvis Presley nadal żyje. Myslę, że ten "felieton" winien się jednak ukazać w Fakcie albo Superexpresie.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta