Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



To sprawia mi wiele radości

(Zam: 13.09.2012 r., godz. 10.30)

Wywiad z Józefem Kućmierowskim – prezesem stowarzyszenia „Bractwo Zabrodzkie”, które w tym roku obchodzi jubileusz pięciolecia istnienia.

„Wyszkowiak”: Skąd narodził się pomysł zawiązania stowarzyszenia, jakim jest Bractwo Zabrodzkie?
Józef Kućmierowski
: - Miałem dostęp do ksiąg parafialnych, które u nas istnieją od roku 1608. Kiedyś byłem u ówczesnego proboszcza i te ksiązki leżały. Ze względu na to, że leżały wiele lat, to zrobiły się w nich ubytki. Ponieważ znałem się na introligatorstwie, to powiedziałem do proboszcza, że mogę je wziąć i naprawić. Podczas pracy natrafiłem na bardzo ciekawe informacje, m.in. że 1822 roku do parafii przyszedł proboszcz i założył „Bractwo parafialne”, a później inny proboszcz, rozszerzył tę inicjatywę – zorganizował herbaciarnię, z jego inicjatywy zostały wybudowane dwie szkoły w Deskurowie i Ślubowie, odnowiono przystanek, który został zniszczony podczas drugiej wojny światowej. On ludzi mobilizował do działań nie tylko kościelnych, ale i świeckich. Żeby kontynuować ich działania i podtrzymać inicjatywę parafialną, narodził się pomysł zawiązania bractwa.

Jakie były początki Bractwa?
- Najpierw sam zaczynałem od drobnej pomocy w kościele. Naprawiałem ramy od obrazów, kolumny w kościele, w których powstały ubytki od wbijania gwoździ.

Trudno było znaleźć osoby, które wspólnie chciały poszerzać tę inicjatywę?
- To tak jak wszędzie, część osób jest chętna, a część nie. Umieszczaliśmy ogłoszenia w gazecie o tym, że powstało Bractwo. Później zrobiliśmy zebranie założycielskie, na które przyszło 37 osób – część zadeklarowała, że chce wstąpić i w sumie zebraliśmy ponad dwadzieścia osób, po pewnym czasie liczba członków urosła do 42.

I tak jest do dziś?
- Nie. W statucie mamy zapisane, że członkowie stowarzyszenia powinni brać udział w zebraniach, działać, opłacać systematycznie składki. Osoby, które nie spełniały tych założeń, musiały zostać wykluczone. Niektórzy sami odeszli.

Jak Pan wspomina te pięć lat?
- Ciężka harówka. Żona nieraz tłumaczy mi, żebym to rzucił, ale skoro się zobowiązałem, to teraz nie wypada się wycofać. Jeśli już nie będę potrafił temu podołać, to wycofam się z funkcji prezesa.

Co jest w tym wszystkim najtrudniejsze?
- Sprawa dokumentacji. Ciągłe sprawozdania finansowe, o których zbytnio nie mam pojęcia i muszę sięgać po porady.

Jest Pan prezesem Bractwa od samego początku. Jakie najważniejsza działania udało się wykonać przez te lata?
- Od 2008 posiadamy status organizacji pożytku publicznego. Do stałego kalendarza wpisał się Bieg Norwidowski – od Głuch, gdzie się Norwid urodził, do Dębinek, gdzie zmarła jego matka. Bieg został już nawet zaliczony do imprez wojewódzkich. Corocznie robimy wystawy o innej tematyce, np. „Piękno Ziemi Zabrodzkiej”, „Dzieła naszych przodków”. W tym roku wystawa nosiła tytuł „Uroki powiatu”, ponieważ wciąż dołączają się do nas ludzie spoza naszej gminy. Bractwo organizuje również rajdy rowerowe po okolicy. Przez pięć lat udało się ich zrobić 21. Organizujemy także spacery po wydmach lucynowsko-mostowieckich, wieczorki poezji. Dwa razy robiliśmy kwestę na naszym cmentarzu. Z zebranych pieniędzy wykonaliśmy renowację sześciu najstarszych, zabytkowych nagrobków. Utworzyliśmy przy kościele „skarbczyk”. Obejrzeć go można w każdą niedzielę po sumie. We własnym zakresie odnowiliśmy figurki z XII wieku św. Elżbiety i św. Zygmunta. Wydajemy zeszyty naukowe.

Z której inicjatywy jest Pan najbardziej dumny i zadowolony, że udało się ją zrealizować?
- Na pewno Bieg Norwidowski, który cieszy się dużym powodzeniem i wystawy.

Większość działań wymaga wiele poświęcenia, czasu i pracy. Skąd Pan czerpie siły na prowadzenia stowarzyszenia?
- Jestem na emeryturze. Mam czas i chęci. Praca na rzecz stowarzyszenia daje mi dużą satysfakcję i sprawia wiele radości. Jak wydam zeszyt własnego autorstwa, to się po prostu cieszę.

Z jakimi problemami boryka się stowarzyszenie?
- Kiedy uzyskaliśmy status organizacji pożytku publicznego, ubiegaliśmy się o jeden procent podatku, przekazywanego corocznie przez podatników. Za rok 2008 i 2099 nie dostaliśmy pieniędzy, mimo iż podatnicy je przekazali. Nasze pieniądze ministerstwo pracy i polityki społecznej pomyliło i przekazało do klubu sportowego z Dębicy. Pisaliśmy do Dębicy i do ministerstwa finansów. Nie wiadomo, czy uda się odzyskać te pieniądze. W sumie straciliśmy 4,5 tys. złotych, a dla nas ta kwota to znacząca suma. Kolejny nasz problem, to brak lokalu. Jesteśmy przypisani do GOK-u. Pani dyrektor udostępniła mi jedną półkę, ale to nie wystarcza.

Jakie Bractwo ma plany na przyszłość?
- Od czterech lat ubiegamy się o młyn w Niegowie, w którym chcemy stworzyć muzeum młynarstwa i piekarnictwa. Pisaliśmy w tej sprawie do konserwatora zabytków o wpisanie go do zabytków. Odpowiedzieli, że dopiero jak będzie wyremontowany. Później pisaliśmy do Urzędu Marszałkowskiego o dotację. Odpowiedzieli, że dostaniemy pieniądze, jak obiekt będzie zabytkiem. I koło się zamyka. Teraz wznowiliśmy tę sprawę. Osobiście pojechaliśmy do marszałka. Pani, która zajmuje się kulturą powiedziała, że przydałby się taki obiekt, bo nie ma podobnego na Mazowszu. Doradziła nam, aby ponownie napisać do konserwatora zabytków, a ona poprze tę sprawę. Teraz mają przyjechać, ocenić budynek i podjąć decyzję.
Chcielibyśmy również wydać monografię całej gminy Zabrodzie, którą mamy już przygotowaną, ale póki co, czekamy na środki. Potrzebne nam jest ok. 20 tys. złotych. Poza tym będziemy kontynuować wszystkie istniejące już działania Bractwa.
Rozmawiała
Izabela Sobczak

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta