Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



Nie kalendarzowy rok

Co robimy w ciągu roku? Ile w ciągu roku może się zmienić? U jednych zmienia się więcej, u innych mniej – to bardzo proste, wcale tego pisać nie trzeba. Jedni mogą nowym potomkiem się pochwalić. Mogą stan wolny na małżeński zmienić, może też być odwrotnie. Pracę możemy zmienić, możemy też ją stracić. Zyskujemy nowych przyjaciół i znajomych lub tracimy tych, którzy w roli przyjaciela się nie sprawdzili. Niektóre zachodzące zmiany planujemy, niektóre dokonują się same bez naszej zgody. Dobrze, jeśli zmiany dokonujące się samoistnie są pozytywne.
W ciągu roku przeciętnie śpimy 2 555 godzin, pracujemy 2 112 godziny (jeśli ani jednego dnia urlopu nie będziemy brali). Godzin w roku jest 8 760. Jeśli od ogólnej liczby godzin odejmiemy godziny, które przeznaczamy na sen i pracę to wyszło mi, że wolnych mamy 4 093 godzin. Niby dużo, a jednak ciągle czasu nam brakuje.
W ciągu roku kilkanaście razy płaczemy i wiele razy się śmiejemy. Przeczytałam ostatnio, że kobiety płaczą średnio 67 razy w roku, mężczyźni 17 razy. Kobiety do płaczu się przyznają, mężczyźni uważają go za mało męski, więc zapewne w ukryciu tylko łezki wylewają. Ja ostatnio wyjątkowo płaczliwa byłam, więc być może łzy któremuś facetowi musiałam zabrać. W ciągu roku wiele razy kłócimy się i przepraszamy, obrażamy i dąsamy. Kochamy się wiele razy lub nie kochamy się wcale. Zakochujemy się i odkochujemy. Marzymy, tęsknimy. Jesteśmy zaskoczeni lub znudzeni tym, co nas otacza. Realizujemy swoje pasje lub oddajemy się ciągłemu błogiemu lenistwu. Zastanawiamy się nad swoim postępowaniem i być może wyrzuty sumienia nawet mamy lub zawsze uważamy się za idealnych.
W ciągu roku wielokrotnie karmieni jesteśmy informacjami o sukcesach i porażkach władzy tej centralnej i tej naszej lokalnej. O władzy centralnej rozmawiamy zdecydowanie rzadziej, niż o tej, którą mamy na wyciągnięcie ręki. O sukcesach władzy dowiadujemy się zdecydowanie więcej niż o jej ewentualnych porażkach. W ciągu roku kilkanaście razy w lokalnych gazetach przeczytaliśmy o morderstwach, wypadkach, pożarach, włamaniach czy rozbojach. Nie sposób zliczyć, ile w ciągu 365 dni rozdano medali, dyplomów, wyróżnień i nagród. Miasto nasze w tym czasie kolejnego, wielkiego sklepu się doczekało, zanotowano również upadek kilku sklepów mniejszych, lecz o tym nie mówiło się głośno. Kilka dróg w powiecie poprawiono i kilka sknocono.
Czas biegnie szybko. Nie wiadomo kiedy kolejny tygodnie uciekają.
Niby pamiętałam, a jednak zapomniałam i zdziwiłam się, gdy Pani Justyna przysłała mi e-maila „Przeglądałam ubiegłoroczne numery gazety – dokładnie rok temu, 8 maja, ukazał się Pani pierwszy felieton…”. Przekartkowałam to, co napisałam i stwierdziłam, że sporo tego się zrobiło, naliczyłam 52 sztuki. Wiele spraw poruszyłam, o wielu zapewne jeszcze nie napisałam. Jedne felietony były ogólne, inne jakby bardziej osobiste, może czasami nawet zbyt osobiste, co nie każdemu mogło się podobać.
„Tyle gadasz, to na pewno będziesz umiała to samo napisać. Spróbuj, może się uda” – usłyszałam. Obraziłam się nieco na te słowa, gdyż wiadomo, iż gadać łatwo, gorzej napisać to tak, by dało się czytać. Nie tylko ja dużo gadam. Nie każdy, kto gada spisuje swoje słowa na papier. „Siadaj i pisz, jak taki mądry jesteś” – wypalam od razu. W głowie jednak rodzi się pomysł, by spróbować. Dla mnie zdecydowanie łatwiej jest coś pisać, niż tango zatańczyć lub operę zaśpiewać. Próbuję – piszę, kasuję, poprawiam, kombinuję. Odkryłam, że moje pisanko sprawia mi dużo radości. Jeden raz podziękowałam temu, kto do pisania mnie namówił. Nie wiem, czy usłyszał moje podziękowanie, czy też w swoim roztargnieniu zupełnie tego nie zauważył. Niewiele osób wie, czym w wolnym czasie się zajmuję. Mój osobisty tata dopiero pod choinkę dowiedział się, że felietony moje w gazecie się ukazują i otrzymał je w prezencie do poczytania.
Usiadłam więc i poczytałam to, co wcześniej napisałam. Zdanie w niektórych kwestiach trochę mi się zmieniło, inaczej patrzę na pewne rzeczy, mimo iż to tylko 365 dni minęło. Sprostowań do swoich wypowiedzi pisała nie będę. Zapewne w trakcie pisania kolejny kawałków zdołam je jakoś przemycić.
Skoro w ciągu 365 dni tak wiele może się zmienić, to zaczęłam zastanawiać się, co u mnie w tym czasie ciekawego się wydarzyło, co się zmieniło, co pozostało takie samo.
Na pewno, niestety przybył mi kolejny rok do mojej 40+. Usłyszałam od dziecka, że niemłoda kobieta po 40-tce coś tam narozrabiała. Niemłoda? Jak to niemłoda? Focha na dziecko walnęłam i czekam na przeprosiny. Jak śmiał powiedzieć, że niemłoda jestem. „No przecież to nie o Tobie. Ty młoda jeszcze jesteś” – przymila się z uśmieszkiem dzieciak. Kłamczuch, ale się stara. W lustro patrzę i widzę, że parę zmarszczek i siwych włosów mi przybyło. Włoski ufarbowałam to nie widać, zmarszczek, niestety usunąć się nie da. Zewnętrzna młodość możne trochę sobie żartów ze mnie robi, ta wewnętrzna czasami jeszcze się pojawia.
Zmieniło się również to, że dziecko moje pełnoletnie się zrobiło i prawo jazdy zdobyło. Niby fajnie, ale jednak żal trochę, że takie duże po domu chodzi i samo samochodem wszędzie pojedzie.
Redukcji wagi o 2 kg dokonałam, co zupełnie przypadkiem odkryłam. Szkoda jednak, że oprócz mnie nikt różnicy nie zauważył. Na kimś się mocno zawiodłam, ktoś mnie mile zaskoczył.
Przez ten czas zmienił się mój sposób patrzenia na naszą władzę. Uwierzyłam, że nie jestem sama w negatywnej ocenie rządzenia tą gminą i powiatem. Wiem, że wiele osób czeka na zmiany i wierzy, że końcu one nadejdą.
Nie zmieniło się to, że dalej jestem kobietą wolną. Nie straciłam jednak nadziei, że może się to zmieni. Samemu źle, z kimś może jednak trochę lepiej. Nie zmieniło się moje poczucie humoru i ironiczne spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość. W pracy też zmian nie widać, niestety. Dalej jej nie lubię i cieszę się, kiedy weekend nadchodzi i czas, kiedy urlop mogę wykorzystać.
Stwierdziłam, że żadnych sensacji w moim życiu nie było. Myślę sobie, że to dobrze, chociaż może nudno czasami.
„Wiesz, gdybym miała możliwość to natychmiast bym stąd uciekła” - powiedziałam ostatnio Człowiekowi. „Gdzie?” - pyta zdziwiony Człowiek. „Może w góry. Może mazury. Jakieś miejsce odludne. Wiem, na pewno bym była wtedy szczęśliwa” - odpowiadam rozmarzona. Skoro takie marzenia do głowy mi przychodzą, to może znak, że w życiu należy coś zmienić…

Judyta
„Wyszkowiak” nr 20 z 14 maja 2013 r.

Komentarze

Wierny czytelnik
Dodane przez Jan4P, w dniu 24.05.2013 r., godz. 22.36
Pani Judyto, winszuję pierwszego jubileuszu, mam nadzieję, że nigdy nam tu Pani nie zabraknie. Wszystkiego dobrego. Kłaniam się nisko

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta