Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 28 marca 2024 r., imieniny Anieli, Sykstusa



Kolejna rozmowa przy winie…

Przychodzi. Siada. Wyjmuje wino. Znowu smutna, zamyślona, nieobecna. „Jak myślisz, możesz się zakochać?” – pyta znienacka. „Zakochać czy kochać? To zasadnicza różnica” – odpowiadam.
„Nie bądź drobiazgowa. Bez różnicy. Obie mamy za sobą nieudane małżeństwa. Obie jesteśmy po 40-tce. Obie jesteśmy same jak palec. W święta, niedziele, urlopy, w imieniny czy urodziny. Same cały czas. Nie widzisz tego? Nie opowiadaj mi bajek o tym, że masz dzieci, ojca, siostrę. Jesteś sama. Czy potrafisz się zakochać? Jak ci się wydaje” – widzę, że się denerwuje.
„Mogę. Niby dlaczego mam nie móc? Problem tylko w kim. Masz kandydata dla mnie?” – próbuję żartować.
Patrzy na mnie dziwnie. Sięga po papierosa, chociaż od lat nie pali. Właściwie nigdy nie paliła. Jako dwudziestolatka na imprezach zakrapianych alkoholem sięgała po papierosy. Przez kolejne 20 lat nigdy nie widziałam jej z fajkiem. Teraz nagle pali. Dziwne, nienaturalne.
„Ty palisz?” – zmieniam temat.
„Oczywiście, że nie. Tylko dzisiaj” – zaciąga się dymem jak stara palaczka.
„Co się dzieje? Nagle zaczynasz gadkę o zakochaniu się. Zakochałaś się? Jeśli tak, to czego jęczysz. Chyba, że wyrwałaś kogoś, na kogo nawet patrzeć nie powinnaś. Co ty znowu wymyśliłaś?” – pytam.
Nie zakochała się. Szuka, ciągle szuka faceta, na którym mogła y polegać. Wciąż trafia na nieudaczników, samolubów, dziwaków. Już nie raz rozmawiałyśmy o jej szukaniu. Nie ma oporów szukać w sieci. Jedno spotkanie za drugim. Trochę jak szybkie randki. Ciągle mówi to samo, bo ciągle ktoś nowy naprzeciwko niej siedzi. Mam wrażenie, że jest już trochę zmęczona tym szukaniem. Trochę boję się o nią, że uzależniła się od takich spotkań.
„Nie boisz się?” – spytałam kiedyś.
„Czego? Faceta? Przecież nie spotykam się z nim w ciemnym kącie. Umawiam się tam, gdzie są ludzie. Nie spodoba mi się, to go więcej nie widzę. To nawet ciekawe” – odpowiada.
Wydaje mi się, co zresztą już kiedyś pisałam, że miłości w sieci nie znaleźć nie można. Ona twierdzi, że można. Podaje mi kilka przykładów. Nie takich zakończonych happy endem, bo na to za wcześnie, ale pokazuje mi, że są. Ja jednak wiem, że człowieka do towarzystwa nie będę szukała w sieci. Wiem też, że znalezienie kogoś w innym miejscu jest praktycznie niemożliwe. Nie potrafię umówić się z człowiekiem, którego poznałam przez klikanie. Patrzę na jej działania zmierzające ku znalezieniu miłości. Widzę, jak bardzo się stara, jak jej zależy. Boję się, że znowu wdepnie w coś, czego zacznie szybko żałować. Coraz częściej myślę, że zostanę sama jak kołek do końca życia.
„Zakochałaś się?” – znowu pytam.
„Nie wiem, chyba trochę tak. Tylko, że to nie ma sensu.”
„Żonaty?” – drążę temat.
„Nie, wolny. Ale dziwny. Szuka, chociaż sam nie wie, czego.”
Boję się trochę słuchać, co dalej będzie mówiła. Zakochała się wirtualnie. Jedno spotkanie, potem kolejne. Kobiety zakochują się chyba szybciej, a może po prostu są bardziej naiwne. Usłyszała, że nie może liczyć na stały związek. Facet raz dwa przestraszył się, że może zechce u niego zamieszkać, chociaż jej wcale nie przyszło to do głowy. W nosie ma mieszkanie u faceta. Nie może jednak pogodzić się z tym, że on stawia warunki w związku, który tak naprawdę jeszcze nie istnieje.
Zakochała się, chociaż nie bardzo wie, dlaczego. Próbuję jej wmówić, że to wcale nie miłość, tylko zwyczajne zauroczenie. Nie można bowiem zakochać się w kimś, kogo się tak naprawdę wcale nie zna. W ogóle niełatwo jest się zakochać kobiecie 40+. Łatwiej zakochać się, gdy ma się naście lat. Nic wtedy człowiekowi nie przeszkadza. Wszystko jest doskonałe, a jeśli nawet doskonałe nie jest, to na pewno doskonałe się stanie. Potem coraz gorzej to zakochanie nam wychodzi. Już w trakcie pierwszej rozmowy zaczynamy widzieć wady. Szybko myślenie nam się włącza, czy taka wada jest na pewno wadą. A jeśli jest, to czy będzie nam przeszkadzała. Myślimy sobie jednak, że może jeszcze jedna kawa z taką wadą nie zaszkodzi. Potem kolejnej kawy też odmówić nie potrafimy i mimo wady zaczynamy być zauroczone. Szybko jednak wada zaczyna nam mocno dokuczać i stajemy się nieszczęśliwe. Jesteśmy złe, że opanowała nas głupota i opuścił zdrowy rozsądek. Zdecydowanie łatwiej mają kobiety, które nie mają doświadczenia z eksmężem. One przynajmniej nie mają obsesji na punkcie porównywania. My rozwódki porównujemy, badamy, zastanawiamy się, myślimy, rozdrapujemy każde słowo, każdy gest. Szukamy, czy oby na pewno nowy facet nie posiada cech byłego męża. Nie tylko kobiety porównują, faceci również, choć nie mam pojęcia, jak to u nich wygląda. Sami mówią, że wcale tego nie robią. Kłamią, nie wiem tylko, dlaczego. Czy faceci zakochują się tak szybko jak kobiety? Chyba tak. Mam jednak wrażenie, że łatwiej im z zakochania się wyplątać.
Zakochać potrafimy się w każdym wieku. Kochać pewnie też. Stajemy się jednak coraz bardziej wymagający. Chcemy miłości, czułości, zrozumienia, czasu, być najważniejszymi. Kobiety nie chcą już niańczyć dzieci, bo swoje już dawno wychowałyśmy. Prać i sprzątać cudzych gaci też nam się nie chce. Możemy gotować, jeśli lubimy i potrafimy to robić. Każdy bowiem najedzony facet chętnie obsypie nas komplementami. Nie wierzymy w cudowne przemiany alkoholików, babiarzy czy innych dziwaków. Wiemy, że cudownych przemian nie ma. Bacznie badamy możliwych kandydatów na partnerów, uważamy i przyglądamy się im, gdyż nie możemy już powiedzieć, że byłyśmy za młode i dlatego popełniłyśmy kolejny błąd. Błędy młodości się wybacza, błędów głupoty podstarzałej rusałki wybaczyć się nie da.
Patrzę, obserwuję, zastanawiam się. Gdzie są faceci, w których można by się zakochać? Jeśli są, to są dawno zajęci. „Porządnych facetów to baby w domach trzymają”, usłyszałam kiedyś. Może to i racja. A może trzymają, bo boją się zostać same, gdzie potem znajdą innego faceta? Nie wiem, dlaczego koleżanka pytała mnie, czy potrafię się zakochać. Nie wiem jak udowodnić, że umiem. Miłość w późniejszym wieku może być bardziej dojrzała, bardziej doskonała, na pewno nie mniej namiętna niż miłość ludzi młodych. Nie można jednak szukać jej na siłę. Ona przychodzi sama, nagle, niespodziewanie, po prostu się zjawia. A może jednak nie…
„Kobietę po 40-tce prędzej zabije terrorysta, niż znajdzie sobie męża” – usłyszałam kilka dni temu w jakimś romansidle.

Judyta
„Wyszkowiak” nr 8 z 19 lutego 2013 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta