Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 08 maja 2024 r., imieniny Ilzy, Stanisława



Życie w słońcu

[w:] "Wyszkowiak" nr 35/2009 z 1 września 2009 r.
Koń arabski mojego kolegi startował w zawodach jeździeckich w Geniuszach, koło Sokółki na Białostocczyźnie. Zawody w rajdzie długodystansowym odbywały się w sympatycznym ośrodku jeździeckim, specjalizującym się w skokach i ujeżdżaniu.
Pojechałam tam, aby zobaczyć konie kolegi, zresztą mające już duże osiągnięcia w rajdach długodystansowych nie tylko w Polsce, ale i na świecie.
Padał deszcz. Z moimi córeczkami stałyśmy w kałużach, ubrane w kurtki przeciwdeszczowe, patrząc na honorowanie koni – zwycięzców.
Potem wraz ze znajomymi zjedliśmy obiad w miejscowej karczmie, po czym skierowałam się w drogę powrotną do domu.
Tuż za Sokółką zobaczyłam niezwykły widok, który spostrzegłam już wcześniej jadąc na zawody. Było to wzgórze, na którym stała ogromna ilość krzyży.
Krzyże były różnych wielkości: ogromne, malutkie, dziwaczne, średnich rozmiarów. Wykonane przeróżnymi technikami.
Postanowiłam zawitać w to miejsce.
Okazało się, że przybyłam do sanktuarium „Świętej wody”. Niebo wypogodziło się. Przestał padać deszcz. Na horyzoncie pojawiła się bardzo okazała tęcza. Klimat był właśnie taki, jak na sanktuarium przystało.
Zielona przestrzeń łąki i trawy, na niej dziesiątki krzyży, ludzie w grupkach, skupieni wokół swoich kapłanów, modlili się lub słuchali kazań.
Zdążyłam się zorientować, że w jednym czasie odbywa się tu wiele mszy. Również w malutkim kościółku, gdzie – według legendy – trysnęła ozdrawiająca woda, odbywał się akurat ślub.
Para młoda wraz z księdzem i gośćmi opuszczali właśnie kościółek i podążali radosnym korowodem w stronę zielonej łąki. Łąka rozciągała się tuż za kaplicą. Udekorowana drewnianymi ławeczkami, stanowiła wspaniałą oprawę dla ceremonii ślubnej w najpiękniejszej scenerii, czyli przyrodzie.
Dlatego zatrzymałam się i przyglądałam wydarzeniu.
Biel sukni panny młodej, odświętnie ubrani goście, kwiaty, szata księdza połyskująca w słońcu i odbijająca blask niebieskiego nieba na swoich pozłacanych ornamentach – wszystko stanowiło metafizyczną całość.
Ksiądz mówił. Jego słowa w zieleni traw i naturalnych kolorach świata brzmiały niezwykle:
- My, ludzie, jesteśmy związani z naturą w sposób idealny. Nie możemy bez niej istnieć i nie możemy z nią walczyć. To tak, jakbyśmy podejmowali walkę z samym sobą. Ze swoim człowieczeństwem. Ze swoją harmonią.
Potem był monolog o związkach pomiędzy ludźmi.
– Dzień ślubu jest dniem pięknym – mówił ksiądz a jego głos roznosił się po wzgórzu krzyży. – Wszyscy się radujemy. Wszyscy pięknie wyglądamy. Lecz najważniejsze jest to, kiedy mija ten dzień, żeby ten dzień trwał w nas w małżonkach przez następne lata. Bo przychodzą zwykłe dni. Przychodzą kłopoty. Ranne wstawanie. Obowiązki, którymi dwoje ludzi musi się podzielić i je spełniać. Sprzeczki. Inne poglądy. Inne zapatrywania. Inne wyobrażenia. W końcu inne wychowanie, które wynieśliśmy z własnych domów. To sprawia, że powstają różnice. Ale te różnice powinny być wyjaśniane. Powinny uzyskać grunt, a nie dryfować jak powietrze pomiędzy dwojgiem ludzi. Dlatego tak ważna jest rozmowa. Wszelkie urazy, które powstają między dwojgiem kochających się ludzi, nie powinny pozostawać w głowie, jako urazy, ale natychmiast przechodzić w czułość. Bo czułość jest oznaką bezgranicznej miłości. Miłości czystej, którą obdarzamy drugą stronę.
Słuchałam tego z zainteresowaniem. Sceneria towarzysząca ceremonii działała terapeutycznie i mistycznie. Słowa księdza docierały z podwójną siłą. Można powiedzieć, że docierały do serca. Wsłuchanie się w siebie. Wsłuchiwanie się w przyrodę i drugiego człowieka okazuje się być sensem życiem. Prawdziwą jego oznaką.
Takie to było spotkanie w słońcu. Nie tylko słońcu rzeczywistym, bo na niebie, ale – i chyba to najważniejsze – duchowym.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta