Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 08 maja 2024 r., imieniny Ilzy, Stanisława



Dżungla współczesności- scenariusz dokumentu filmowego

[w:] "Wyszkowiak" nr 13/2009 z 31 marca 2009 r.
Samochody w korkach, spieszący się ludzie. Tłum. Schematy, które wdrażane są nam, jak coś nieodzownego. W tym wszystkim my. Ludzie współcześni. Uwikłani w kredyty, zwierzchnictwo w pracy, poszukiwania pracy, związki z najbliższymi, walkę o władzę.
Z niedosytem wartości własnej. Bez umiejętności doceniania wartości innych. Im dłużej żyjemy, tym bardziej stajemy się sfrustrowani. Czasami nieświadomie. Ale dlaczego?
Na ulicy Warszawy, koło Dworca Centralnego, stoi mężczyzna. Sprzedaje książki. Książki są używane. Niektóre- szarpnięte „zębem czasu”. Ale ma wiele tytułów.
- Ile kosztuje?- Pyta przechodzień.
- Ile pan da – odpowiada wesoło mężczyzna.
- A jak nic nie dam?- Dopytuje się zainteresowanym.
Sprzedawca wzrusza ramionami. Nadal ma życzliwa twarz.
- To i tak panu dam tę książkę. Książka powinna trafiać do ludzi- odpowiada naturalnie.
Mężczyzna bierze książkę i odchodzi. Jego wyraz twarzy ma rysy okrucieństwa i szelmostwa. Dali- wziął. W sumie nie dali, ale nie wywalczyli zapłaty. To nie płacę. Jakie to oczywiste. Sprzedawca patrzy za klientem z jakimś smutkiem.
Nie do wiary. Nie mogę nadziwić się sytuacji. Jak tak można? Widać, że można.
I to bez zmrużenia oka. Wykorzystać. Czyli- w nadarzającej się okazji pobrać jak najwięcej dla siebie. Bez skrupułów.
W marcowe przedpołudnie zmierzam na Dworzec Centralny, aby odebrać mamę. Przyjechała do Warszawy, bo idzie do szpitala na parę dni. Od paru miesięcy zmaga się z tym, z czym zmagał się profesor Religa.
Do przyjazdu pociągu pozostało jeszcze parę chwil. Chodzę po peronie. Na peronie gadające głowy z telewizji. W garniturach, makijażach studyjnych.
Kanały informacyjne ładują w głowy oczekujących na odjazdy lub przyjazdy – tysiące słów. Podawanych w wymyślnych kontekstach. Ciągle mówią.
Wychodzę z peronu i idą na halę główną, aby sprawdzić, czy faktycznie stoję na dobrym peronie.
Każdy, kto był na Dworcu Centralnym wie, jak wygląda hala główna. Kasy. Ludzie. Ponad kasami zauważam potężny bilbord. Uśmiechnięte twarze z TVN-u.
Sukces ocieka z kolorowych farb. Twarze są wielkie, bo i bilbord wielki. Ale w wyrazie oczu i grymasach uśmiechów- również czai się wielkość. To buta.
Coś mi to przypomina.
Faktycznie. Mężczyznę, który wziął książkę pod pachę i poszedł- bez uiszczenia chociaż symbolicznej zapłaty. Też miał taki wyraz twarzy. Zadowolony z siebie. Przebiegły.
Oni mają w sobie coś z przebiegłości. Zarabiają fortunę- zabierając ową symboliczną książkę sprzedawcy. Podają blichtr i świat kłamstw.
Telewidzowie w to wierzą. I martwią się, że oni tak nie wyglądają i tak nie mają.
Z wielkimi, umalowanymi twarzami, bohaterowie mediów nie pasują do tego, co dokoła. Jak bardzo kontrastują z biedą Dworca Centralnego. Marazmem. Chorobami uzależnień. Ludźmi, którzy jadą pociągami. Bezdomnymi, policjantami na patrolach.
Ludzie z bilbordów, generowani przez innych zarządców, zamieniają chaos i przygnębienie, w świat sztuczny. Nieprawdziwy.
Patrzę na obrazy z dworca w sposób dokumentalny. Widzę, jak powinnam postawić kamerę: co ma być w pierwszym planie, co w drugim, ale nadal wyraźne.
Zgięty w pół narkoman na głodzie, który szybko idzie w sobie znanym kierunku. Wesołe, tandetnie ubrane nastolatki z plecakami. Pewnie spacerują po Dworcu Centralnym tuż po lekcjach w gimnazjum. Nad tym wszystkim reklamy tańców z gwiazdami i innych świecidełek cywilizacji.
Świat szelmowski i świat prawdziwy. Kontrast jest tak wielki, że aż przykro patrzeć. Ale dla dokumentalisty- znakomity obraz do pokazania prawdy i fałszu.
Ci prezenterzy tokujący z telewizorów na peronach i ci, patrzący z bilbordu giganta- wyglądają jak drapieżniki, które żerują. Zdobywają swoje dobra kosztem organizmów słabszych – telewidzów.
- Dżungla, prawda? – Mówi do mnie jakiś bezdomny. Zapatrzona w bilbord i bardzo zamyślona, uśmiecham się do niego.
Kiwam głową.
- To prawda – przyznaję.
- Jak wychodzi się poza ten las, robi się jasno – mówi bezdomny.
- Las?- powtarzam. – Ładna metafora.
Zapowiadają pociąg. Wysiada mama. Podchodzę. Witam się z nią i biorę od niej walizkę. Idziemy do domu. Potem odwożę ją do szpitala- na zabieg.
- Pewnie znowu personel będzie obrażony. Jakie to głupie uczucie, jak chory czeka a oni udają, że go nie zauważają. Takie jakieś niekulturalne – mówi mama do mnie, kiedy jedziemy taksówką.
- Dżungla – powtarzam za bezdomnym. – Ale nie przejmuj się.

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta