Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 08 maja 2024 r., imieniny Ilzy, Stanisława



Siła umysłu w telewizji

[w:] "Wyszkowiak" nr 12/2009 z 24 marca 2009 r.
Moje początki pracy dziennikarskiej. Kurier Polski. Ul. Zgody 11. Same centrum Warszawy. Jest rok 1998. Siedzę sobie przy telefonie. Mam dyżur reporterski. Oprócz pracy w dziale krajowym Kuriera Polskiego w owym czasie robię też krótkie formy dokumentalne dla Polsatu. Można powiedzieć, że równolegle piszę i tworzę filmy. Jeszcze nie wiem, co mam wybrać, co bardziej mnie pociąga: druk czy obraz. Tymczasem moje rozważania, o czym jeszcze wtedy nie wiem, są jak najbardziej bez sensu. Czas pokaże, że z owych dwóch muz- nie wybiorę żadnej. Zarówno pisać, jak i realizować filmy (tylko coraz dłuższe) będę robić zawsze. Równoległość muz. Widać, takie moje powołanie.
Na biurku, usytuowanym w pokoju reporterskim Kuriera Polskiego, dzwoni telefon. Zastanawiam się, czy odebrać. Prawdę mówiąc, nie chce mi się.
Mam parę młodocianych kłopotów osobistych. Jestem wtedy w okresie przejściowym, wyjściowym- sama nie wiem, jak go nazwać. Odbywam pewną podróż osobistą. Nie w głowie mi służba społeczna.
W końcu decyduję się na odebranie telefonu. Robię to z niechęcią.
- Słucham, Kurier Polski – mówię, jak kazano mi mówić na szkoleniu w gazecie.
- Gazeta? – Pada pytanie.
- Słucham, tak. Gazeta. Kurier Polski. Co jest? – nieco się irytuję, chociaż na szkoleniu tego zabronili. Działam zatem niezbyt profesjonalnie. Ale naprawdę nie obchodzi mnie to w danej sytuacji. Ani to, ani ten dzwoniący czytelnik.
- Proszę pani, dzwonię z pewną sprawą. Chciałem opowiedzieć ludziom za pośrednictwem gazety o sile umysłu – mówi po drugiej stronie słuchawki mężczyzna.
- O sile umysłu – powtarzam mechanicznie. – Ale o czym konkretnie?
- Jak umysł generuje ciało – słyszę.
Chwilę myślę.
- Czyli pokaże pan np. jak ciało ludzkie przechodzi przez materię? – Ustalam, jak ma wyglądać pokazanie czytelnikom siły umysłu.
- Właśnie. Rozbiję gołą ręką betonowe płyty – mówi człowiek.
- A ile tych płyt? – pytam racjonalnie.
- Dziewięć – pada odpowiedź.
Zaczynam się interesować. Problemy osobiste schodzą na plan dalszy, w głowie zaś rozwija się cytat z Leopolda Staffa: „Problemów się nie rozwiązuje. Problemy się przeżywa”. Wdrażam ów cytat w życie.
- No ale jak o tym napiszę, to nikt nie uwierzy. Napiszę, że na moich oczach rozbił pan betonowe płyty gołą ręką? Tak napisać może każdy. Lepiej, jak zrobię film do telewizji. Co pan na to? – Decyduję w danej chwili. – Jak się pan nazywa?
- Marek Tyczyński- odzywa się mężczyzna.

W dwa dni później z kamerą BETA i operatorem Jackiem jadę pod wskazany adres. Zachód Polski.
Od Warszawy około 400 km. Marek Tyczyński jest wysportowany, ma śliczną żonę Marzenkę i dwoje małych dzieci. Widać, że są szczęśliwą rodziną.
Opowiada o swoich losach i drodze do pracy nad sobą.
- Jeździłem BMW-cą, byłem ogolony, wszczynałem burdy i byłem cholernie agresywny. Nie raz otarłem się o kłopoty z policją. Któregoś dnia obudziłem się i wiedziałem, że ten okres się skończył. Że nadszedł czas pracy ze sobą. Pojechałem do mistrzów wschodu pobierać od nich nauki o życiu. I o sile umysłu.

Ustawiamy kamerę. Operator Jacek mówi do mnie cicho:
- Jak to rozwali, to ja jestem święty.

Tyczyński ustawia dziewięć betonowych płyt. Jedna koło drugiej. W odległości około 30 cm od siebie.
Jest ubrany w kimono. Staje na przeciw płyt.
My – jako telewizyjni racjonaliści – sprawdzamy – czy płyty są z betonu.
Płyty są z betonu.
Tyczyński koncentruje się, stojąc przed płytami. W lekko pochylonej pozie, wygląda, jakby się zamyślił. Tylko ręce ma ustawione w pozycji, jakby za chwilę miał stoczyć walkę bokserską.

Nastaje cisza.
Powoli mistrz zaczyna nabierać powietrza w płuca. Reguluje oddech. Oddech staje się coraz szybszy i coraz bardziej głęboki. Po chwili przechodzi w nieludzkie brzmienia, które przypominają potwora, nie człowieka. Zaraz po tym – następuje uderzenie.
Tyczyński uderzył w jeden punkt pierwszą betonową płytę. Na kamerze widzimy siłę uderzenia, która chyba jest w zasadzie niewidoczna. Siła ta rozbija na tej samej wysokości wszystkie płyty z betonu.
- O k…wa- szepcze operator. Nie wiem dlaczego przeklina. Obiecał przed chwilą, że zostanie świętym.
Płyty rozpadają się na dwie połowy i upadają z łoskotem na ziemię.
Tyczyński wyprostowuje się.
Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Pokazuje do kamery swoją nieuzbrojoną dłoń, która uprzednio zwinięta w pięść, teraz dopiero również się prostuje.
- Nie uderzyłem ręką. Gdybym uderzył ręką, złamałbym ją. Uderzyłem umysłem. Bo umysł potrafi pokonać materię – mówi spokojnie.

Z Markiem Tyczyńskim i jego rodziną przyjaźnię się do dziś. A reportaż wygrał konkurs audiotele na najlepszy film miesiąca, wybierany przez widzów. Siła umysłu podobała się ludziom…Dobrze byłoby, aby o niej nie zapominać na co dzień.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta