Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 19 kwietnia 2024 r., imieniny Adolfa, Leona



Burza piaskowa

(Zam: 01.03.2019 r., godz. 10.43)

Kapitan był poważnie zaniepokojony. Z UKF-ki płynęły zdenerwowane głosy. Jakiś statek meldował, że chce wyjść na morze, ale piloci odmawiali pomocy.
Pierwsze uderzenie wiatru spadło na statek zaraz po kolacji.



Kruczek wybiegł na mostek, gdzie Ahmed z lornetką przy oczach krzyknął:
- Captain! Spójrz co za burza zbliża się do nas!
Kapitan podnosząc lornetkę do oczu ujrzał w oddali jedną wielką nieprzeniknioną szarą ścianę zamykającą cały widnokrąg od nieba do samego lądu, idącą w kierunku portu. Był to niesamowity obraz i zupełnie dla niego niewyobrażalny. Przed nimi nie było nic widać, tylko potężny walec piachu, poruszający się w świście narastającej wichury. Statek zakolebał się pod jego naporem. Kapitan gwizdnął do maszyny, aby byli gotowi na ewentualne manewry. Nie miał zielonego pojęcia, co będzie się działo dalej, gdy czoło tej potężnej ściany spadnie na statek. Skierował na bak trzeciego oficera z bosmanem i marynarzem, aby byli w pogotowiu na windzie, gdy ściana piachu spadnie na statek. Wyglądało to groźniej niż jakakolwiek mgła. Naraz ściana piachu runęła na pokład, zupełnie odcinając widzialność baku. Kapitan kazał wkuplować łańcuch do wybierania kotwicy. Piach szczypał go niemiłosiernie w twarz, gdy tylko głowę wychylał ze skrzydła, aby dojrzeć trzeciego oficera. Nikogo jednak nie mógł zobaczyć na baku. Zaledwie słyszał trzeciego oficera w mikrofonie, że są gotowi do wybierania kotwicy. Sam rzucił się do kompasu, patrząc jakim kursem mogą płynąć, żeby nie wejść na rafę i stojące w pobliżu statki. Bez radaru była to zupełna ciuciubabka, gdyż niczego nie widział. Wiatr uderzał z coraz większą siłą, ale ściana piachu była głęboka, uniemożliwiająca kontakt wzrokowy. Cały czas nie widział baku i trzeciego oficera z bosmanem. Wyczuł szarpnięcia statku świadczące, że kotwica nie trzyma i statek powoli się cofa. Na wybieranie nie było czasu, gdyż w UKF-ce słyszał jak dwa statki stojące za nim krzyczą na siebie, iż jeden z nich uderzył w rufę drugiego. Mógł jedynie dać komendę na dziób, aby trzeci oficer wypuszczał powoli łańcuch kotwiczny i meldował, ile szakli poszło za burtę. Szarpnięcia były coraz rzadsze, ale statek cofał się powoli. Do szamoczących się za nim statków było daleko. Gdy trzeci oficer wybił sześć szklanek przez statek przeszło jeszcze jedno szarpnięcie i Kruczek pomyślał, że może sześć szakli łańcucha da radę utrzymać statek w stałej pozycji. Zajrzał za burtę patrząc na zbełtaną wodę. Z baku dobiegł go okrzyk trzeciego oficera, że kotwica trzyma. Dalej patrzył na wodę, ale wyglądało na to, że statek przestał dryfować. Czuł piach na sobie i w ustach. Całe skrzydło żółciło się od dużej warstwy zalegającego piasku. W UKF-ce rozlegały się krzyki i przekleństwa statków domagających się pomocy pilotów i holowników. Z lewej burty, za rufą, dwa kolejne statki szczepiły się burtami i prosiły stację pilotową o pomoc, ale ta nie odpowiadała albo odmawiała pomocy, dopóki burza piaskowa nie przejdzie. Wszystko w dalszym ciągu zakrywała piaskowa ciemna ściana. Piasek szalał w sterówce, zacinał w twarz. Zastanawiał się jak na baku, w tym całunie piachu, dają sobie radę trzeci oficer z bosmanem. Ale nie schodzili ze swego stanowiska, gotowi do dalszych manewrów.
Z mesy przyszedł steward z filiżanką kawy dla kapitana i opowieścią, że na dole całe jedzenie zostało zasypane piachem i mimo zamkniętych drzwi na korytarz wszędzie go pełno. W końcu ciemna ściana zaczęła jaśnieć. Wiatr ucichł i przez resztki opadającego piachu wychyliło się zachodzące słońce. Burza przetoczyła się przez port i redę, odchodząc na pełne morze, gdzie pewnie zakończyła swój żywot. Kruczek z niedowierzaniem wspominał dopiero co przeżytą burzę. To było zjawisko trudne do opowiedzenia i wyobrażenia – za burtą rozgrywały się tragedie czterech statków, które mimo że posiadały radary, nie ustrzegły się awarii. Dwa za rufą zaplątały się w swoje łańcuchy kotwiczne i „spotkały” się dziobami, dwa z lewej strony dryfując „przykleiły” się do siebie burtami. Teraz wszystkie próbowały wyjść z pułapek. Burza piaskowa na redzie otoczonej rafą koralową zaskoczyła statki. Nie były przygotowane do takiego starcia z piaskowym żywiołem. Należało uciekać z redy na pełne morze, ale ostrzeżenie o burzy przyszło zbyt późno albo też statki nie miały wyobrażenia o jej sile.
Kapitan odbierał te informacje szczęśliwy, że był daleko od tego galimatiasu i utwierdzając się w przekonaniu, jak mało wiedział, albo raczej nic, o wyglądzie i sile burzy piaskowej, mimo tylu lat pływania na morzach. Teraz wiedział, że w Dżeddzie nie można stawać pośrodku zatłoczonego kotwicowiska, ale lepiej na samym obrzeżu, dalej czy bliżej, byle z wystarczającym miejscem z obu stron na ucieczkę. Stał swym statkiem wyjątkowo dobrze, tylko za blisko raf. Miał szczęście, że kierunek wiatru, pędzącego z taką siłą piach pustynny, nie spychał go na rafy. Gdyby było odwrotnie pewnie nie ominąłby zdradliwych skał i jeszcze jeden wrak uświetniłby redę Dżeddy. Tu raczej zbłąkanych statków nie ściągało się z takich pułapek. Była to nieopłacalna dla armatora operacja. Kruczek myślał, czy Amin nie byłby zadowolony jednak, gdyby „Zahi” zamienił się we wrak. Tak często wspominał o należnym mu w takim przypadku ubezpieczeniu, które na pewno wielokrotnie przekraczało wartość tanio kupionego statku. Spojrzał na trzeciego oficera, który zameldował się na mostku. Spocony, oblepiony żółtym piaskiem pustynnym, wyglądał jakby go ktoś na plaży całego przykrył piaskiem. Tylko oczy mu się uśmiechały.
- Ale mieliśmy szczęście, panie kapitanie. Kto by pomyślał, że coś takiego może spaść na statek tak nagle i szybko przewalić się po wszystkich statkach na redzie. Nie miałem pojęcia, że takie burze też istnieją. Jedno doświadczenie więcej na stare lata.
Kruczek mógł być szczęśliwy, że nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, udało mu się wyjść obronną ręką z tego zdarzenia. Teraz już miał pojęcie o wyglądzie i sile burzy piaskowej. Gdy wszedł do salonu wszędzie widział pył piaskowy, chociaż drzwi były przecież zamknięte. Cały statek wyglądał podobnie, zasypany miałem piaskowym. Marynarze od razu wzięli się za zmywanie pokładów, nadbudówki i szalup.
Następnego dnia, gdy pilot przyjechał motorówką, cały statek był już czysty, jedynie kabiny wymagały dokładnego sprzątania i mycia, gdyż piasek zalegał w najmniejszych szczelinach i szafkach. Takiej burzy marynarze długo nie zapominają. Brygada w białych kaskach ponownie opanowała cały statek. Na planki wędrowały pozostałe kartony kompotów i jarzynowych konserw. I ponownie przy załadunku rozrywali co jakiś czas jakiś karton, a puszki spychane leciały na boki ładowni. One już nie interesowały odbiorcy, ani te spakowane przez marynarzy w worki. Liczyły się tylko całe, nieuszkodzone kartony i te były odbierane na lądzie. Jeżeli jakiś spadł z planki, sprzątacze w szerokich kapeluszach natychmiast zwracali je na statek kolejną planką i znów w ładowniach rosła sterta nieprzyjmowanego towaru. Kapitan jednak nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia. Wyładunek szedł szybko i sprawnie. Liczyły się tylko nieuszkodzone kartony. Wyładunek pozostałej części ładunku trwał tylko jeden dzień. Pod wieczór agent przyszedł do kapitana z papierami do podpisania. Na pytanie, co z obiecanymi pieniędzmi dla załogi i radarem, jedynie się uśmiechnął.
- Captain, nie znam twojego armatora, ale on nie odpowiada na żadne teleksy i telegramy. Dlatego nie mam dla ciebie żadnej informacji odnośnie radaru czy pieniędzy. Mam tylko wiadomość, że masz się udać do Port Sudanu po nowy ładunek, a pilot przyjdzie za dwie godziny. Przywiozłem ci też członka załogi z aresztu, który już jest na pokładzie. Odprawa przyjedzie wkrótce i na tym kończysz swój pobyt w Dżeddzie. Przykro mi, że nie mogłeś poznać naszego pięknego portu, ale ja na to nie mam wypływu. Cieszę się jednak bardzo, że nie ucierpiałeś w czasie burzy piaskowej, gdyż cztery statki z redy wymagają remontów, a te w Dżeddzie są bardzo kosztowne. Przypływające do portu statki po raz pierwszy, a nawet drugi, nie zdają sobie sprawy jakie niebezpieczeństwo stwarza burza piaskowa i jak długo może trwać. To dla statków jest pułapka nie do opisania. Gdy są na morzu, to mogą jej czasami uniknąć, ale nie w porcie. Ostatnim razem burza piaskowa trwała około 2 godzin. Narobiła wiele szkód w porcie i w mieście. Na redzie statki nie zdążyły wybrać kotwic i aż pięć statków wpadło na siebie. Zaplątały się kotwicami i – uderzając o siebie – dwa uległy poważnym awariom i musiały udać się do naprawy do europejskich portów. W porcie zaś trzy statki zerwały się z cum i też doznały dużych szkód, a Dżedda pod względem remontów jest słaba. Dopiero po tych burzach zaczynamy myśleć o przyzwoitej stoczni remontowej. Dobrze captain, że ty w tym czasie byłeś na redzie i kotwiczyłeś w dogodnym wietrze, ale strachu na pewno się najadłeś, gdyż ja czuję jeszcze piach z twego statku w ustach. Następnym razem stawaj w najdalszej redzie, tej północnej. Jest najbezpieczniejsza. Trochę na niej kołysze, ale zawsze zdążysz uciec przed burzą piaskową.
Kruczek ze zrozumieniem przyjął wszystkie informacje agenta, jak i jego ubolewania, że armator wypiął się na nich w Dżeddzie. Był szczęśliwy, że marynarz wrócił na statek, zamówione zaopatrzenie, a w szczególności papierosy, zostało dostarczone i że wkrótce opuści ten niegościnny port. Spodziewał się, że może w Port Sudanie coś mu się uda wycisnąć z Amina, gdyż agent zapowiadał jego przybycie do Sudanu.
Odprawa portowa saudyjskich urzędników nie trwała długo. Poważni, nie oczekujący żadnych prezentów ani poczęstunku, sprawdzili plomby w pomieszczeniu bundowym oraz paszporty, oddając je członkom załogi. Wszystko się zgadzało. Pożegnali się bardzo sztywno i zeszli ze statku. Pilot wraz z kapitanem natychmiast udali się na mostek. Rozdzwoniły się dzwonki alarmowe na manewry. Statek wolno odbił od kei. Wszystkie cumy znalazły się na pokładzie, a pilot skierował statek na główki wyjściowe i pierwszą bramę.
- Znasz dalsze kursy i drogę, captain – powiedział do Kruczka i tak jak poprzednio, bez podawania ręki na pożegnanie, opuścił mostek, udając się do podpływającej motorówki.
Ahmed odprowadził go do sztormtrapu. Kruczek poprowadził statek pomiędzy pławami, aż do samego końca, przekazując wachtę Ahmedowi.

Eugeniusz A. Daszkowski
Fragment przygotowywanej do druku książki „Rejs do Dżeddy”

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta