Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 01 maja 2024 r., imieniny Anieli, Jeremiego



Witamy cię, nasz leśny partyzancie…

(Zam: 08.05.2018 r., godz. 09.05)

- Witamy na twojej ziemi, w małej ojczyźnie. Spełniły się twoje prorocze słowa wypowiedziane do bratowej podczas procesu w Pułtusku, że „jeszcze się Polska o nas upomni”.



W miejskiej bibliotece 25 kwietnia odbyło się pierwsze po odkryciu i identyfikacji szczątków Jana Kmiołka spotkanie w Wyszkowie podsumowujące to wydarzenie. Prócz wolontariuszy pracujących na warszawskiej Łączce, gdzie przeprowadzono ekshumację, brali w nim udział przedstawiciele rodzin Żołnierzy Niezłomnych – Kmiołków, Nasiadków, Włodarczyków, a także pasjonaci lokalnej historii i jej badacze. Gości witał pracownik działu regionalnego, miłośnik ziemi wyszkowskiej, zasłużony m.in. dla zachowania pamięci o Janie Kmiołku Mirosław Powierza.
– Wielokrotnie zadawaliśmy sobie pytania, gdzie zostali pochowani nasi bohaterowie, którzy w większości zginęli z bronią w ręku. IPN wyszedł naprzeciw potrzebie poznania prawdy – podkreślił.
Dorota Cywińska wspomniała, że od lat wiele osób, lokalnych organizacji, środowisk, badało historię związaną z losami oddziału Jana Kmiołka (co roku spotykają się m.in. w Jurgach – miejscu obławy na członków oddziału Janka). Wspomagał te wysiłki Instytut Pamięci Narodowej, a szczególnie dr Kazimierz Krajewski, który przyjeżdżał do Wyszkowa, Jurg, przeprowadzał kwerendy.
– Ta historia nabrała niezwykłego kolorytu. W naszych poszukiwaniach brakowało ostatniego akcentu – wiedzieliśmy, jak potoczyły się losy Jana Kmiołka, brakowało jednak informacji na temat ostatniego roku jego życia – od sierpnia 1951 r., kiedy został aresztowany, do rozstrzelania na Rakowieckiej. O ile na murze więziennym jest umieszczone jego nazwisko, to na starym pomniku na Łączce nie było go – stwierdziła. – Spekulowaliśmy, że może nie został pochowany na Łączce. Okazało się, że właśnie tam został odnaleziony. Proszę Państwa, Jan Kmiołek został odnaleziony, to wielkie święto!
Dorota Cywińska, patrząc na jego zdjęcie, zwróciła się do zamordowanego przez komunistów przywódcy podziemnego oddziału.
– Powróciłeś materialnie, bo zostały znalezione szczątki, ale też duchowo do naszych serc, dusz i umysłów, do naszej zbiorowej, narodowej pamięci. Dziękujemy ci za twoją ofiarę i obiecujemy pielęgnować tradycje patriotyczne na naszej ziemi – zaznaczyła.

Przeszukali grudę po grudzie
Marek Nadolski z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN zaprezentował za pośrednictwem rzutnika zdjęcia z prac prowadzonych na Łączce, m.in. kadr z wizyty w tym miejscu głowy państwa.
– Prezydent Duda na zdjęciu klęczy, a kilka metrów dalej znaleźliśmy szczątki Jana Kmiołka – wspomniał.
Mówił o Łączce jako o miejscu pochówku, które miało być zapomniane. Pierwotnie znajdowało się przy murze cmentarza wojskowego na Powązkach. Komunistyczne służby potajemnie chowały tam zwłoki pomordowanych polskich patriotów. W ten sposób grzebały ludzi od 1948 r. – wcześniej zwłoki członków podziemia były zakopywane w różnych miejscach Warszawy. Łączka znajduje się w granicach cmentarza wojskowego (na jednym z jego krańców) od lat 60. XX w. (zwłoki pomordowanych chowane były tam do połowy lat 50. XX w.) – wcześniej była tam kompostowania, potem śmietnik. W latach 80. XX w. wybudowano w tym miejscu 195 krypt grobowych z przeznaczeniem na pochówki zasłużonych dla systemu komunistycznego.
Ekshumacje na Łączce realizowane były w pięciu etapach w latach 2012-2017. Jak wspomniał Marek Nadolski, musiały być poprzedzone kwerendą archiwalną, uzyskaniem wszelkich wymaganych pozwoleń.
– Nie jest tak, że przyjeżdżamy w dowolne miejsce i rozpoczynamy badania archeologiczne. Występując o zgodę musimy dokładnie podać teren i zakres prac, nie możemy pomylić się o metr, bo są nakładane kary – podkreślił.
Od 19 września do 7 października 2016 r. realizowany był czwarty etap prac – ekshumacje odbywały się na terenie, gdzie znajdowały się współczesne groby, które należało przenieść. Badacze nie napotykali już, jak to się było podczas wcześniejszych etapów, całych szkieletów – większość z nich była uszkodzona.
– Przy budowie grobów w latach 80. użyto ciężkiego sprzętu w postaci koparek, w rowy wchodzili murarze i budowali jamy grobowe. Wzruszona ziemia posłużyła do zasypania grobów mających oczekiwać na pochówki. Stąd wielka ilość znalezionych szczątek ludzkich i zsypów kostnych – podkreślił pracownik IPN-u. – Ze znalezionych szczątek pobierany jest materiał biologiczny, z którego generowany jest kod DNA. Gdyby komuniści przeczuwali, że będzie możliwe identyfikowanie ludzi w ten sposób, nie zakopywaliby ich, tylko palili.
Pracujący na Łączce skrupulatnie przesiewali ziemię, by nie przeoczyć żadnej kości, czy pozostałości po zmarłych, układali na sekcyjnych stołach odnalezione szkielety, spisywali nawet najmniejsze kości. To była tytaniczna praca archeologów, antropologów, historyków i wolontariuszy.
– Przesialiśmy ponad tysiąc ton ziemi, odnajdując ponad 5 000 różnych fragmentów kości – informował Marek Nadolski.
Większość z osób, które zostały pogrzebane na Łączce, ginęła mordowana metodą katyńską – strzałem w tył głowy. Realizujący ekshumacje wydobyli szczątki 300-320 osób, nie wszystkie udało się zidentyfikować (badacze mają materiał porównawczy pozwalający odczytać kod DNA do 40 proc. szczątków). Wynikiem realizowanych prac jest też zbiór odkopanych artefaktów, wśród których były sztuczne szczęki, medaliki, łańcuszki, fajki, okulary, guziki, grzebienie, monety, fragmenty materiałów.
Na Łączce pracowało ponad 250 wolontariuszy, którym był także Marek Nadolski.
– Każdy, kto przychodził na wolontariat myślał, że będzie robił rzeczy wielkie, eksplorował szczątki, a wykonywaliśmy pracę po to, by pomóc archeologom, antropologom, by mogli poświęcić więcej czasu na badania – stwierdził.
Wolontariusze robili więc wszystko co było w danej chwili niezbędne, m.in. prali rękawiczki, sprzątali, myli okoliczne groby po zrealizowanej pracy.

Mieliśmy o nich nie usłyszeć
– Łączka to ciężka fizyczna praca wielu osób. To fundament wolnej Polski. 250 wolontariuszy, pracownicy prof. Szwagrzyka wzięli na siebie ciężar czegoś, czego nie robiono przez lata. To coś wielkiego w naszej najnowszej polskiej historii – stwierdził Jarosław Wróblewski, autor książki „Kwatera Ł – wolność jest kuloodporna”. – Dane mi było tam być, to ważne doświadczenie mojego życia. W 2017 r. stwierdziłem, że nie mogę odpuścić, nie mogę nie uczestniczyć, nie pomóc, bo ci żołnierze czekają na nas. Nie można zrozumieć Łączki bez Rakowieckiej, bez ściany, gdzie są ślady po kulach, mokrego karceru, ciasnego pomieszczenia, gdzie przetrzymywano ludzi. Oni wychodzili stamtąd w stanie obłędu. Rozmawiałem z człowiekiem, który w takich warunkach siedział dzień – na wszystko był gotów się godzić, wszystko podpisać, mózg był jakby w odurzeniu. Po tych ludziach nie miało nic zostać, mieliśmy o nich nie usłyszeć, nie wspominać ich. To się nie udało, prawda zwyciężyła, ktoś się o pomordowanych upomniał, ktoś po nich wrócił. Jesteśmy świadkami ziemskiego zmartwychwstania tych ludzi. Na naszych oczach oni wychodzą z ziemi, poznajemy ich zdjęcia, biogramy, wracają jako herosi, autorytety.
Jarosław Wróblewski z przejęciem wspominał pomordowanych i pracę na Łączce – on, podobnie jak inni wolontariusze, był tam z potrzeby serca, z poczucia obowiązku wobec zabitych.
– Dzień za dniem jeździliśmy taczką, piliśmy ciepłą Cisowiankę. To była ciężka praca, determinacja, wspólnota celu, odpowiedzialność, za to, co się robi – stwierdził.
Docenił też wielką rolę kapelana Żołnierzy Wyklętych ks. Tomasza Trzaski, który przewodniczył modlitwie nad szczątkami.
– Wiele osób bez łez nie było w stanie mówić o tym, co się tam działo – stwierdził gość. – Tam był czas szybkiego dojrzewania, tam się ludzie rozumieli bez słów. Prof. Szwagrzyk to cichy dowódca, bohater, autorytet, człowiek, który nie odpuścił. Jemu zawdzięczamy, że prace dotarły do końca, że była to zwycięska walka. Wielu twierdzi, że o Wyklętych mówi się już za dużo, a ja uważam, że to początek drogi.

Bohaterski do ostatnich chwil
Swoim świadectwem z Łączki podzielili się też inni wolontariusze. Wszyscy traktowali pracę tam jako obowiązek. Zgłaszali się, bo mieli taką potrzebę. Kiedy przeszli szkolenie BHP, mogli włączyć się w dzieło przywracania pamięci rozgniatając w rękach każdą grudkę ziemi.
– Łączka to czas przemyśleń, wielkiego przewartościowania. Podczas pierwszych dni spędzonych tam spotkałam ks. Tomasza Trzaskę. Powiedział, że jest z Wyszkowa. Jestem przekonana, że dzięki modlitwie Tomka Jan Kmiołek został znaleziony – mówiła Magdalena Toczyłowska.
– Praca dała mi niesamowitą satysfakcję. Profesor nauczył nas, że działamy razem, jak jedna maszyna. Ludzie w pewnym momencie nie chcieli wracać do domu. Widać było w każdym energię, poczucie, że robimy dla poległych coś dobrego, dla ludzi, którzy próbowali odzyskać dla nas wolną Polskę – wyznał inny wolontariusz, Marek Kutyłowski. – Ci, co walczyli robili piękną rzecz, ponieśli najwyższą cenę, a pamięć o nich przez lata była mieszana z błotem, ich rodziny cierpiały tyle lat. Miałem świadomość, że trzymam kawałek osoby, która była katowana, której zrywano paznokcie. Jeśli ktoś z IPN jeszcze zadzwoni, że potrzebna jest pomoc, to pojadę bez względu, gdzie to będzie.
Ks. Tomasz Trzaska podkreślił, że na Łączkę przyjeżdżało wielu duchownych – księża, siostry zakonne. Wspomniał, też, że Jan Kmiołek wpadł w ręce komunistów przez zdradę księdza.
– Kiedy Janek był przesłuchiwany, nie wiedząc kto go zdradził, zmyślił historię, by nie wsypać tego duchownego – mówił o bohaterskiej postawie Niezłomnego.
Swoimi doświadczeniami podzielił się też Marcin Ślubowski, który wraz z pracownikami jednej z wyszkowskich firm pogrzebowych przenosił współczesne groby po to, by można było dokonać ekshumacji Żołnierzy Wyklętych.
– Jan Kmiołek, z tego co wiem, to kolega mojego dziadka – mówił wzruszony.

Na wieść o Janku czekał 2/3 życia
Przysłuchujący się osobom pracującym na Łączce Bogdan Osik zapytał o szanse na odnalezienie hm. Jerzego Rytla (aresztowany w 1944 r. przez NKWD).
– Kiedy w Pałacu Prezydenckim odbyła się konferencja identyfikacyjna, zapytaliśmy profesora Szwagrzyka o dwie rzeczy. Chcieliśmy wiedzieć, czy tęskni za Łączką. Powiedział, że tak. „A kiedy będzie odnaleziony rotmistrz?” – pytaliśmy. „Niebawem” – odparł. Ja muszę powtórzyć za nim. Jest wiele do zrobienia, musimy mówić o Łączce, szukać, modlić się, ale tak, druhu Bogdanie, znajdziemy go – podkreślił ks. Tomasz Trzaska.
Z ogromnym wzruszeniem mówiła też córka nieobecnego na spotkaniu Mariana Czajkowskiego, członka oddziału Jana Kmiołka.
– Tata jest już w sędziwym wieku, zdrowie na wiele mu nie pozwala, ale doczekał odnalezienia Janka. Zastawialiśmy się, czy mu o tym powiedzieć, czy serce wytrzyma, bo przecież 2/3 życia czekał na wieść, że jego dowódca się odnalazł – zaznaczyła.
Marian Czajkowski mógł się ucieszyć tą wiadomością, niezwykle ważną dla niego, ale też dla rodziny Jana Kmiołka, pasjonatów, badaczy historii.
– To ważne dla wielu ludzi, którzy może tak bardzo tego nie okazują, ale się cieszą. W moim środowisku spotykam się z osobami, które zaczynają się interesować losami Niezłomnych. Dziękuję państwu w imieniu ojca i całej rodziny – zaznaczyła.
Po zakończeniu spotkania był czas na rozmowy, wymianę spostrzeżeń, refleksji. Zainteresowani tematyką prac na Łączce mogą sięgnąć po książkę Jarosława Wróblewskiego, ale też odwiedzić stronę www.laczka.ipn.gov.pl.
J.P.













Komentarze

Dodane przez Widz, w dniu 09.05.2018 r., godz. 20.01
Niezwykłe spotkanie.
Dodane przez grzes, w dniu 09.05.2018 r., godz. 20.08
Ciekaw jestem dlaczego takie uroczystości nie odbywają się w gm. Rząśnik i dlaczego na tych uroczystościach brak mieszkańców tej gminy? A może Oni znają inną prawdę?
Dodane przez do grzesz, w dniu 10.05.2018 r., godz. 00.20
Odbywają się. W niedzielę na przykład. Cały kościół słuchał kazania ks. Trzaski.
"cały kościół słuchał kazania"
Dodane przez Anonim, w dniu 10.05.2018 r., godz. 08.06
A był przypadek, że kiedykolwiek pół kościoła słuchało jednego kazania a drugie pół innego?
uroczystość w Rząśniku
Dodane przez Marek Głowacki, w dniu 10.05.2018 r., godz. 21.24
Msza Św. dla uczczenia bohaterskiego Polaka, żołnierza antykomunistycznego powstania Jana Kmiołka w Rząśniku miała niezwykły charakter. Oprócz licznie przybyłych mieszkańców Rząśnika były różne środowiska z Warszawy, Pułtuska i Wyszkowa. Był również obecny ostatni żołnierz oddziału partyzanckiego, którym dowodził Jan Kmiołek - pan kapitan Marian Czajkowski, świadek tamtych czasów. Kazanie ks. Tomasza, który był zaangażowany w prace na Łączce było tak celne, w tak wspaniały sposób dostosowane do sytuacji, że powiem szczerze, chylę czoła przed tym młodym kapłanem. Rodziny Żołnierzy Wyklętych naszej ziemi będą od tej pory miały z pewnością właściwą duchową opiekę. Byłem niezwykle wzruszony tą uroczystością i cieszę się, razem z rodzinami naszych bohaterów z odnalezienia szczątków Jana Kmiołka na warszawskich Powązkach. Czekamy na odnalezienie następnych bohaterów, których nazwiska wyryte są na naszym wyszkowskim pomniku, na skarpie nad Bugiem.
Dodane przez Florydzianka z Rząśnika, w dniu 11.05.2018 r., godz. 08.14
Rzaśnik znany jest też ze zwolenniczek drążka w spelunie na dawnym PGR zawiadowanej przez wyszkowską mafię. To jest dopiero powód do dumy.
Pamietam
Dodane przez andrzej czerwinski, w dniu 11.05.2018 r., godz. 14.18
Pamietam czasy ( lata piecdziesiate ) Jak na oddzial terazniejszego bohatera nie mozna bylo innaczej mowic jak " Banda Kmiolka " a na zolnierzy " bandyci "
Dodane przez Anonim, w dniu 11.05.2018 r., godz. 14.41
A ja pamiętam czsy, kiedy Jaruzelski i spółka to byli bohatery nad bohatery.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta