Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 26 kwietnia 2024 r., imieniny Klaudiusza, Marzeny



Bo marzenia się spełniają…

(Zam: 15.03.2018 r., godz. 11.23)

– Mam do opowiedzenia jeszcze wiele historii i chcę z tej możliwości jak najlepiej skorzystać. Pisanie jest moją pasją, pracą i spełnieniem marzeń – mówi Ilona Gołębiewska, która oddaje w ręce czytelników kolejną swoją powieść.



„Wyszkowiak”: Zaledwie rok od premiery „Powrotu do starego domu” czytelnicy otrzymują trzecią powieść z serii o losach Alicji Pniewskiej. Skąd ta intensywność w wydawaniu książek?
Ilona Gołębiewska:
– Tak, dokładnie 29 marca minie rok od premiery „Powrotu do starego domu”. Niby jeden rok, a tyle się wydarzyło i zmieniło, że sama nieraz nie mogę w to wszystko uwierzyć. Pamiętam siebie doskonale sprzed roku. Miałam wiele obaw, martwiłam się, ale i gorąco wierzyłam w sukces. W dniu premiery marzyłam, by mój „Powrót do starego domu” został życzliwie przyjęty przez czytelników. Po tygodniu był już bestsellerem. Czy można sobie coś takiego wyobrazić? Potem zaczęły pojawiać się pierwsze wiadomości od czytelników. „Podoba się! Niech pani pisze!”, „Kiedy kolejna powieść? Proszę wszystko rzucić i pisać, bo my czekamy!”. Nie mogłam w to uwierzyć. Odpisuję na każdą wiadomość. Relacje z moimi czytelnikami są dla mnie bezcenne. Motywują mnie do dalszej pracy, dają satysfakcję i potwierdzenie, że to, co robię, czyli moje pisanie, wzbudza aż tak wiele emocji. Plan wydawniczy jest dostosowany do charakteru rynku wydawniczego, moich możliwości i tempa pisania, a także oczekiwań czytelników, którzy potrafią dopytywać o kolejną powieści dosłownie tydzień od premiery poprzedniej. To jest niesamowite i daje mi ogromną satysfakcję. Wydawnictwo MUZA, pod którego skrzydłami ukazują się moje powieści ma w zespole świetnych specjalistów, którzy wiedzą, co jest dobre dla mnie i moich książek. Ufam im i przyznaję, że jestem bardzo zadowolona z naszej współpracy i życzę nam wszystkim, by każda kolejna powieść cieszyła się sukcesem i dużym zainteresowaniem czytelników.

Wydając debiutancką powieść miała Pani zapewne oczekiwania, wyobrażenia związane z wydawaniem książek. Jak zmieniły się one w ciągu ostatniego roku? Innymi słowy, czego nauczyła się Pani o „byciu pisarzem”?
– W jakimś stopniu znałam rynek wydawniczy, ponieważ jestem autorką innych tekstów, szczególnie artykułów, ale i mam pewne doświadczenie przy pracy z książką. Także miałam świadomość, że jest to rynek, można powiedzieć dosyć trudny do przewidzenia, wiele czynników wpływa na sukces danej książki i samego pisarza. Na pewno miałam oczekiwania wobec samej siebie. Chciałam od samego początku mieć bardzo dobre relacje z czytelnikami i solidnie się do tego przygotowałam. Mam tu na myśli chociażby stworzenie własnej strony internetowej www.ilonagolebiewska.pl, gdzie wrzucam swoje teksty, recenzje, relacje ze spotkań i informacje o swoich planach i nowych powieściach. Każdy może do mnie napisać, a ja na bieżąco odpowiadam na wiadomości. Na końcu moich powieści zawsze jest umieszczone „Słowo od autorki” i to jest miejsce na to, by przekazać czytelnikom kilka słów od siebie. Zawsze zostawiam również namiary, gdzie można mnie „spotkać” w sieci i czytelnicy chętnie korzystają z tej możliwości, sprawiając mi wielką radość. Chciałam również jeździć na spotkania z czytelnikami i plan się powiódł. W 2017 roku miałam ich ponad dwadzieścia i bardzo sobie cenię taki sposób poznawania się z czytelnikami. Dziś zaproszeń na spotkania przybywa każdego dnia. Najbliższe odbędzie się w piątek, 16 marca o godz. 18.00 w miejskiej bibliotece w Wyszkowie, na które wszystkich bardzo serdecznie zapraszam. Czego się nauczyłam? Jeszcze bardziej systematycznej pracy oraz słuchania mądrzejszych i bardziej doświadczonych ode mnie ludzi z branży wydawniczej. I co najważniejsze, kolejny raz potwierdziło się, że droga do sukcesu to nic innego jak ciężka praca, upór, ale też i pokora wobec świata i ludzi oraz słuchanie własnej intuicji. Bardzo cenię sobie współpracę z moją panią redaktor prowadzącą, od której dużo się uczę, jej porady i wskazówki są dla mnie bezcenne.

Jakich wskazówek udzieliłaby Pani osobom, które zastanawiają się nad wydaniem swojej debiutanckiej książki?
– Trzeba zacząć na pewno od odpowiedzi na pytanie, jakie motywy stoją za pomysłem wydania książki. Jeżeli jest to pasja, poparta pracą nad warsztatem pisarskim, to jest duża szansa na powodzenie. Pisanie dla popularności czy innych pobudek nie jest dobre, a na pewno bardzo szybko może wywołać frustrację. Trzeba pamiętać, że jest to bardzo ciężka praca. Pierwszy etap to znalezienie pomysłu na fabułę, dopracowanie jej, co wiąże się zazwyczaj z napisaniem planu powieści i to doradzam zrobić. Plan jest jak rozkład jazdy, taka szansa dla pisarza, by nie pogubił się we własnych pomysłach. Oczywiście ten plan może się zmieniać w trakcie pisania, ale jest naprawdę bardzo pomocny. Gdy mamy plan… siadamy i piszemy! Na tzw. wenę za bardzo bym nie liczyła. Dla mnie pisanie to praca rzemieślnicza, wymagająca ogromnej samodyscypliny. Trzeba wypracować własny rytm pisania, chociażby pory, kiedy zasiądziemy przy biurku i zaczniemy pisać. Dla mnie najlepszy moment to późny wieczór i noc, mam wtedy ciszę, mogę się zupełnie skupić na powieści. Polecam pisać regularnie, na przykład dwie, trzy godziny dziennie, czy nawet dłużej, wtedy pisanie zaczyna wchodzić w nawyk. Napisana książka wymaga zazwyczaj dużej ilości pracy, poprawek, czyta się ją kilka, kilkanaście razy. Jeżeli nie jesteśmy pewni swoich umiejętności językowych i redakcyjnych, warto poprosić kogoś, by fachowym okiem oceniał nasze „dzieło”. Gdy jest gotowe w najlepszej formie, na jaką tylko nas stać, wtedy wysyłamy je do wydawnictw. Po prostu wchodzimy na ich strony internetowe i szukamy zakładki „Dla autorów”, „Wydaj u nas”, „Dla przyszłych autorów”. Wysyłamy powieści na wskazane e-maile… i czekamy. Czasami kilka tygodni, kilka miesięcy, zdarzają się odpowiedzi i nawet po roku. Trzeba mieć świadomość, że może zdarzyć się sytuacja, że po prostu nikt się do nas nie odezwie. To sygnał, że czeka nas jeszcze mnóstwo pracy nad swoim warsztatem pisarskim.
Najważniejsze jednak jest to, by pisać jak najczęściej, próbować różnych form i wciąż ćwiczyć swoje umiejętności. Poza tym uważam, że dobrym pisarzem może zostać tylko osoba, która bardzo dużo czyta. Pisarza określa liczba i rodzaje przeczytanych książek. Moje pisanie „na poważnie” zaczęło się w wieku dziewiętnastu lat i miało charakter naukowy, wynikało z moich zainteresowań i chęci pracy na uczelni w przyszłości jak nauczyciel akademicki. To było dziesięć lat bardzo intensywnej pracy nad warsztatem pisarskim, słownictwem, stylem. Im więcej pisałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, jak starannie należy operować słowem, by dotrzeć do wybranej grupy czytelników. Pisanie powieści obyczajowych jest zupełnie inne. Tu istotą jest ciekawa historia, ale i emocje, które wywoła, a także odpowiedzialność za temat, którego autor się podejmuje. W mojej drugiej powieści „Tajemnice starego domu” opisałam problem adopcji dziecka przez osobę samotną w Polsce. Miałam świadomość tego, że książkę przeczyta kilkadziesiąt tysięcy czytelników. To wymagało rzetelnych przygotowań, zebrania informacji i przedstawienia tematu w sposób zgodny ze stanem faktycznym. To się nazywa odpowiedzialność społeczna pisarza i trzeba o niej pamiętać.

W ilu egzemplarzach do tej pory sprzedały się Pani powieści? Co w czasach niskiego poziomu czytelnictwa w Polsce oznacza pojęcie bestseller, którym określane są Pani powieści?
– Jeżeli wydawnictwo zdecyduje się na opublikowanie takich danych, wtedy będę mogła się na nie powołać. Potrzeba czasu, z tego, co się orientuję, całościową ocenę sprzedaży danej książki można rozpocząć około roku od daty jej premiery. A bestseller? Wszystko zależy od gatunku, inaczej radzi sobie na rynku na przykład literatura faktu, inaczej powieści obyczajowe, a jeszcze inna sytuacja jest w przypadku kryminałów. Jednak można powiedzieć, że bestseller oznacza książkę sprzedaną w nakładzie przynajmniej kilkunastu tysięcy egzemplarzy.

Czy jako pisarka ma Pani poczucie spełnienia, sukcesu, czy też uważa Pani, że to dopiero początek długiej drogi?
– Jestem zdania, że jeżeli człowiek stawia siebie na pozycji ucznia, to ma ogromne szanse, by ciągle się uczyć czegoś nowego. Chcę się uczyć, chcę opowiadać kolejne historie, przenosić czytelnika do świata moich bohaterów. Tak naprawdę jestem na początku mojej drogi literackiej i życzę sama sobie nowych wyzwań, ciekawych pomysłów i nieustannej pracy nad własnym warsztatem. Jednak przyznaję, że zawsze chciałam zostać pisarką, czego dobitny wyraz dałam już w dzieciństwie. Kilka dni po moich piątych urodzinach dziadek przy wszystkich zapytał, kim chciałabym być jako dorosły człowiek. Bez najmniejszej chwili namysłu odpowiedziałam, że chciałabym pisać książki i zostać nauczycielem. To oznacza, że wizja i w sumie marzenie małej dziewczynki spełniło się co do słowa. Czego chcieć więcej? Chyba tylko coraz lepszych pomysłów na powieści i spotykania ludzi, za którymi stoją niesamowite historie. A do ludzi mam szczęście niebywałe i wiele razy nawet przypadkowe spotkanie przynosiło niesłychane zwroty w moim życiu. Ale z perspektywy czasu widzę, jak wiele musiało się zdarzyć, bym dotarła do tego etapu życiu, w którym obecnie jestem. Dosyć długo szukałam swojego sposobu na życie. Próbowałam nowych prac, aktywności, ponieważ miałam w sobie przekonanie, że coś ważnego może mi umknąć. Liczyłam na to, że trafię do miejsca pracy, które da mi wiele satysfakcji, a przede wszystkim pozwoli ciągle się uczyć i rozwijać. Różnie z tym wychodziło. Zawsze moja praca była związana z ludźmi i z pisaniem. Teraz już wiem, że to mój klucz do sukcesu. Kierowałam się intuicją i zasadą, że wybrane zajęcie powinno dać mi satysfakcję. Tak było z pisaniem. Pisałam, ponieważ to dawało mi niesamowitą radość i spełnienie. Zaczynałam od poezji i bajek dla dzieci w gimnazjum, na studiach były teksty naukowe, na koniec powieści. Teraz swobodnie poruszam się między gatunkami, ale najbardziej lubię powieści. Zawsze podkreślam, że moje pisanie powstało z tęsknoty za opowiadaniem historii. Wiele razy szłam w teren, rozmawiałam z ludźmi, robiłam wywiady, poznawałam niesamowite historie. Z tego powstawał artykuł na ponad dwadzieścia stron, ukazywał się w druku i na tym sprawa się kończyła. A we mnie był bunt, że tyle zebranych historii gdzieś leży w szufladzie i nic się z nimi nie dzieje. Stąd pomysł na pisanie powieści obyczajowych. Chcę opowiadać życiowe historie.

Czytelnicy proszą Panią o zawarcie w swojej twórczości konkretnych miejscowości. Czy akcja „Pamiętnika ze starego domu” rozgrywa się w niewymienionych w poprzednich powieściach miastach, wioskach?
– To kolejny niezwykle sympatyczny dowód przywiązania od moich czytelników. Każdy wyjazd na spotkanie autorskie do danego miasta, miejscowości, wsi zazwyczaj wiąże się z prośbą, rozmowami, by akcję fabuły kolejnej powieści umieścić właśnie w tym miejscu. To pokazuje, że chcemy czytać o bliskich nam i znanych miejscach. Gdy pojawił się pierwszy pomysł napisania cyklu powieści o bohaterach ze starego domu, czyli kilkanaście lat temu, od razu wiedziałam, że ich akcję osadzę w rodzinnych stronach. Czytelnicy „Pamiętnika ze starego domu” przeniosą się do Pniewa, Wyszkowa i Pułtuska. Jestem wielką fanką stron rodzinnych i od wielu lat promuję je na wiele możliwych sposobów. To się nigdy nie zmieni. Jestem z pochodzenia Kurpianką, mój region słynie z niezwykle barwnej kultury regionalnej i przywiązania do tradycji, w której się wychowałam. Taki był właśnie dom moich dziadków. Osadzony w tradycji. Od najmłodszych lat brałam udział we wszystkich zwyczajach i obyczajach, świętach, ważnych dla regionu wydarzeniach. Teraz jestem dorosłą kobietą, ale nic się nie zmieniło. W Pniewie wciąż stoi drewniany dom po moich dziadkach. Teraz jest mój, wracam do niego w każdej wolnej chwili. Owszem, jest po remoncie i nie wygląda identycznie jak za życia dziadków, ale utrzymałam w nim klimat regionu. Tu są moje korzenie, tu zaczęła się moja historia. Z tego się nie wyrasta. To jest podstawa mojej tożsamości. Wracam w rodzinne strony, by odzyskać spokój, nabrać dystansu do wielu spraw i być w miejscach, które traktuję jako swoją przystań. Jednym z nich jest mój stary dom w Pniewie. Staram się utrzymać w nim klimat dawnych lat. Wszędzie wiszą zdjęcia moich przodków, dekoracjami są regionalne obrusy i serwetki, a sercem domu jest biblioteczka oraz kominek. Lubię tu przebywać i w starym domu najlepiej mi się pisze.

Często wspomina Pani, że ceni sobie kontakt z czytelnikami – zarówno ten na spotkaniach autorskich, jak i poprzez media społecznościowe. W zdecydowanej większości piszą do Pani wielbiciele Pani twórczości. A czy zdarzyły się słowa krytyki, szczególnie tej konstruktywnej? Które z nich w szczególny sposób wzięła sobie Pani do serca?
– Piszą do mnie w zdecydowanej większości czytelnicy, którzy chcą się podzielić ze mną dobrym słowem na temat moich powieści. W takich bezpośrednich wiadomościach nie spotkałam się z krytyką czy uwagami. Raczej czytelnicy dzielą się pomysłami czy prośbami co do fabuły kolejnych powieści. Piszą, że główna bohaterka mogłaby zrobić tak czy inaczej, planują losy pozostałych bohaterów. To też jest miłe, ponieważ pokazuje, że te literackie postaci są dla nich ważne tak samo jak dla mnie. Może dlatego, że po prostu tak bardzo przypominają nas samych? Moi bohaterowie to zwyczajni ludzie, którzy popełniają mnóstwo błędów, ryzykują lub przeciwnie, biernie idą przez życie i nie mają na siebie pomysłu. Każda ocena mojej powieści, nawet ta nie do końca pozytywna jest dla mnie ważna. Liczę się ze zdaniem innych osób, ponieważ mogą one dostrzec w moich powieściach coś, na co ja nie zwróciłam uwagi, a mogłabym to ulepszyć. Ale tak jak każda osoba, która coś tworzy muszę mieć w głowie jedną złotą zasadę – dobrze mieć doradców i słuchać ich zdania, jednak czasami ich nadmiar może spowodować, że gdzieś po drodze zapomnimy o sobie. Trzeba zaufać swoim umiejętnościom i pomysłom. Jest jeszcze coś… intuicja, akurat sama bardzo często na niej polegam. Do tego zawsze mam dobry plan. Jednak życzenia i plany mają to do siebie, że mogą się nie spełnić. Trzeba i na to być przygotowanym. Wychodzę z założenia, że zmiana jest nieunikniona i albo sama wezmę się za swoje życie i coś z nim zrobię lub życie zdecyduje za mnie. Nie lubię biernie czekać i z przerażeniem zastanawiać się, co będzie za tydzień, za rok. Moje powieści cechują się nieoczywistym zakończeniem, każdy czytelnik może samodzielnie spróbować wyobrazić sobie, co mogłoby stać się z danym bohaterem, jaką podejmie decyzje, co uzna dla siebie za najlepsze.
Rozmawiała
Justyna Pochmara

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta