Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 03 maja 2024 r., imieniny Marii, Marioli



Życie z depresją

(Zam: 20.02.2013 r., godz. 10.30)

Sześćdziesięciosiedmioletnia pani Marianna (imię zmienione) ponad trzydzieści siedem lat zmaga się z depresją. Kiedy choroba przychodzi, nie jest w stanie wykonywać codziennych czynności, takich jak sprzątanie, czy przygotowywanie posiłków. Ma za sobą kilkumiesięczne pobyty w szpitalu. Ciągle przyjmuje leki. Jest jedną z prawie czterdziestu podopiecznych Środowiskowego Domu Samopomocy „SOTERIA”, placówki dziennego pobytu dla osób z podobnymi problemami.

Kiedy u Pani zaczęła się choroba?
- Miałam około 30 lat, chociaż dziś myślę, że depresja pojawiła się u mnie wcześniej, tylko byłam młodsza i jakoś dawałam sobie radę bez lekarza. Usunęłam dolne zęby i przez to zdarzenie raptownie przestało mnie wszystko obchodzić. Dręczyło mnie pytanie, dlaczego ich nie leczyłam. Myślałam „ludzie w starszym wieku mają zęby, a ja niecałe trzydzieści lat i już będę musiała nosić protezy”. Zasypiałam dopiero o drugiej, trzeciej nad ranem. Trochę pospałam, budziłam się bardzo wcześnie i znów myślałam o tych zębach. Przestałam jeździć do pracy, nie dawałam rady. Nie obchodziło mnie, czy dzieci mają co jeść. Najpierw leczyłam się u do internisty. Później dostałam skierowanie do psychiatry – pani doktor powiedziała mi, że to nerwica depresyjna.

Trafiła Pani w końcu do szpitala.
- Nie umiałam się uśmiechać. Gdy ktoś przychodził do mnie śmiał się, opowiadał, ja siedziałam jak mumia. Nic mnie nie cieszyło, np. to, że dzieci miały dobre stopnie. Nie obchodziło mnie pranie, gotowanie. Jedzenie mi nie szło, momentalnie chudłam. Po pół roku zaczęło wszystko wracać do normy. Cały czas brałam leki, ale chodziłam już do pracy, wróciłam do swoich obowiązków domowych. Dwa, trzy lata później mama zmarła i znów nawrót choroby – tylko patrzyłam w sufit, myślałam, dlaczego zmarła, dlaczego lekarze jej nie uratowali. Budziłam się i myślałam tylko o tej śmierci. Zgodziłam się pójść do szpitala, bo nie dawałam sobie rady. Nawet leki nie pomagały. W szpitalu dali mi inne, po trzech miesiącach wyszłam i znów było dobrze. Co sześć, pięć lat miałam te ataki.

Czy w czasie tych zaostrzeń miała Pani myśli samobójcze?
- Na początku nie. Później jednak zaczęłam myśleć „po co mi żyć”. Pewnego dnia, kiedy szłam przez most z Rybienka do Wyszkowa pomyślałam, że chyba rzucę się do tej wody. Było raniutko, słońce świeciło. Ale zmartwiłam się, kto dzieci będzie wychowywał.

Jak dzieci, otoczenie reagowały na Pani smutek?
- Na początku były za małe, żeby zrozumieć. Teraz córka mi wymawia „depresją jakąś się zasłaniałaś, żeby nas nie pilnować, nie być z nami”. Ja odpowiadam, „dziecko, przecież to jest choroba”. Mąż był dla mnie bardzo dobry. Jak przyjeżdżał do szpitala, czasem miał łzy w oczach. Obcy ludzie, a to wierzyli, a to nie wierzyli w tę depresję. Sąsiadka mówiła „bierz się do roboty”, a ja mówiłam, że nie umiem, nie potrafię nawet kanapek sobie zrobić.

Pobyt w szpitalu był trudnym momentem? To w końcu izolacja od najbliższych, codzienności.
- Nie obchodziła mnie wtedy w ogóle rodzina. Nie wychodziłam ze szpitala na przepustkę. Z trudem, po namowach, wychodziłam na dwór, na powietrze. Ubierałam się byle jak, nie umiałam zadbać o siebie. Byłam może ze dwa, trzy razy na dworze przez trzy, cztery miesiące pobytu w szpitalu. Dzieci, kiedy były starsze, to do mnie przyjeżdżały w odwiedziny, owszem rozmawiałam z nimi, ale żebym się bardzo cieszyła, to nie. Myślałam, żeby jak najprędzej poszły, wtedy znów spokojnie będę sobie myślała.

Zdarzyły się nieprzyjemne reakcje, ktoś się od Pani odwrócił?
- Nie. Pewnego razu, kiedy byłam u mojej dobrej koleżanki na imieninach, zgadało się o szpitalu. Pytali mnie, gdzie byłam, powiedziałam „w wariatkowie, nie podoba wam się?”. Wszyscy się roześmiali i na tym urwała się rozmowa.

Nie wstydziła się Pani choroby?
- Nie, bardziej dzieci, które mówiły, żebym nie chodziła nigdzie, nie opowiadała o swojej chorobie. Moja znajoma też miała depresję, pytałam jak ona dała sobie radę, co robić, żeby przemóc chorobę. Kiedy z kolei ja byłam zdrowsza, a ona podupadła, wtedy ona pytała, co robiłam. Mówiłam, że starałam się nie myśleć, ale to była nieprawda, to samo przychodziło, w głowie działo się co innego.

Czy po tylu latach ma Pani inne spojrzenie na świat niż kiedyś?
- Nie.

Nie jest Pani w stanie zmienić myślenia o najgorszym, żeby choroba nie wracała?
- Nie da rady. Próbowałam różnych sposobów, wychodziłam z domu, spotykałam się z ludźmi. Całe dnie chodziłam od znajomych do kuzynki i odwrotne. Rozmawiałam, a mimo woli w mojej głowie działo się co innego. Zazdrościłam ludziom, że pracują, chodzą, a ja nie daje sobie rady z żadną robotą.

Jak Pani trafiła do „Soterii”?
- W trakcie przedostatniego pobytu w szpitalu córka powiedziała „mamo, ty musisz być między ludźmi”. Mnie było wszystko jedno. Kiedy wróciłam do domu, córka znalazła dla mnie „Soterię”. Skontaktowała się z panią Hanią (kierownik ŚDS „Soteria” Hanna Wargocka – przyp. red.), a ta przyjechała do mnie do domu. Przekonywała, że będzie dobrze, że będę między ludźmi, samochód mnie zawiezie i odwiezie do domu. Na początku nie chciałam, ale po jakiś czasie zgodziłam się. Początki były trudne, jednak powoli poznałam się z ludźmi, dostałam obiad, nie musiałam martwić się, żeby coś kupić, ugotować i powoli się przyzwyczajałam.

„Soteria” czynna jest od poniedziałku do piątku. Czy niedziele i święta są dla Pani trudniejszym czasem? Człowiek jest przecież sam.
- Nie, nawet nieraz w tygodniu robię sobie wolny dzień od „Soterii”, żeby w domu na przykład zrobić pranie, prasowanie. W wolne dni wstaję rano, idę do sklepu gotuję albo kupuję sobie coś gotowego. Zajmuję się domowymi obowiązkami.

Czy można coś poradzić osobom, które podejrzewają, że mają depresję?
- Wychodzić z domu, żeby nie być samemu, być między ludźmi, z nimi rozmawiać. Trzeba zajmować się codziennymi sprawami, czymkolwiek, praniem, zmywaniem. Ale to łatwo powiedzieć, jak się jest zdrowym.

Rozmawiała
Justyna Pochmara

Komentarze

Dodane przez Wanda, w dniu 20.02.2013 r., godz. 18.30
Bardzo się wzruszyłam czytając powyższy wywiad. Słowa uznania dla Pani Justyny, a przede wszystkim dla Pani "Marianny". Pani Redaktor za inicjatywę, Pani Mariannie za odwagę i ujmującą szczerość wypowiedzi. Niezbadana jest natura ludzkiej psychiki... Serdecznie obie Panie pozdrawiam, życzę dużo dobrego i dziękuję.
Problem wiekszy niż myslimy
Dodane przez TD, w dniu 20.02.2013 r., godz. 18.54
Badania przeprowadzone przez Uniwersytet Harwarda, Światową Organizację Zdrowia (WHO) i Bank Światowy dały przerażające wyniki. Depresja jest czwartą najgroźniejszą chorobą w skali globalnej powodującą inwalidztwo i przedwczesną śmierć, a w 2020 roku będzie drugą, ustępując tylko chorobie niedokrwiennej serca.
Dodane przez Daria, w dniu 20.02.2013 r., godz. 20.34
To choroba nadal niezrozumiała, jak widac są okresy kiedy budzi wątpliwości nawet wśród członków najbliższej rodziny. Bardzo potrzebny wywiad, dziękuję za zwrócenie uwagi na problem.
Dziękuję Soterii
Dodane przez O.N.A., w dniu 20.02.2013 r., godz. 20.54
Jak ważna wydaje się być dla ludzi o podobnych problemach działalność "SOTERII"! Od lat placówka działa niejako na uboczu "ważnych" wyszkowskich spraw, z dala od wielkiej polityki i chwała im za to. Wielkie podziękowania również dla całej społeczności tej jakże potrzebnej placówki.
Dodane przez Bożena, w dniu 20.02.2013 r., godz. 21.40
Ważny tekst. Dobrze, że staracie się zrozumieć problem. Przedstawienie tematu na przykładzie niemal namacalnym, ma o wiele większą moc. To przecież może spotkać każdego z nas, członka naszej rodziny. Życzę Pani Mariannie dużo spokoju i zdrowia.
Dodane przez Maria, w dniu 20.02.2013 r., godz. 22.56
Soteria z aniołkiem u wejścia, który zdaje się zapraszać do kawałka skradzionego Bogu nieba. To jak mały Raj tu na ziemi, oaza spokoju i ukojenia. Bóg zapłać za wspaniałą pracę. Z poświęcenie.
Pani Mario
Dodane przez Pipi, w dniu 20.02.2013 r., godz. 23.27
I Pani jest tu naszym aniołem, dobrym duchem. Szkoda, że tak rzadko Pani tu do nas zagląda. Historia Pani Marianny, jest tak dziwnie bliska i niepokojąca. Nigdy o depresji w taki sposób nie myślałam. Moje stresy związane z okresem szkolnym, z miłostkami kiedy myślałam, że świat mi się cały wali, były kaprysem przy prawdziwych problemach. Pozdrawiam Was wszystkich.
Chorobotwórczy Wyszków
Dodane przez Wlad, w dniu 21.02.2013 r., godz. 12.13
Opisany przypadek, to duzo bardziej złożona sprawa niz tzw. Często nas dopadjąca "Jesienna depresja". Czy życie w miescie "kolesiów", może mieć wpływ na rozwój podobnych schorzeń?
Dodane przez Iza, w dniu 21.02.2013 r., godz. 19.17
Bardzo ciekawy wywiad. Myślę, że takie podzielenie się swoimi przeżyciami ma wiele pozytywnych stron. Nam pokazuje "inny" świat, o którym mamy niewielkie pojęcie, Pani Marianna mogła swobodnie opowiedzieć szerszemu gronu o swoich problemach. Życzę spokoju i dużo zdrowia.
Dodane przez Antoni, w dniu 21.02.2013 r., godz. 22.52
Dzięki takim tekstom, w bonusie mam wpis Pani Marii. Wiem coś o podobnym przypadku depresji, to wciąż tajemnicza choroba. Pozdrawiam serdecznie. Szczęść Boże.
Dodane przez Grześ, w dniu 22.02.2013 r., godz. 09.18
Z całym szacunkiem do sprawy poruszonej w artykule, chciałbym zauważyć, że nasze miasto Wyszków, POgrążone jest w głębokiej DEPRESJI!!! Zobaczcie jek wspaniale rozwija się mały Radzymin.
To naprawdę problem...
Dodane przez Asia, w dniu 22.02.2013 r., godz. 18.16
...Depresja to nie jest po prostu uczucie smutku po utracie kogoś bliskiego lub kiedy czujemy się zawiedzeni. Każdy od czasu do czasu jest smutny. Depresja nie pojawia się po prostu kiedy coś złego dzieje się w życiu. Może pojawić się nawet kiedy wszystko wydaje się być w porządku, często też jest sumą wielu czynników - nie pojawia się, ani nie znika nagle. Depresja to bardzo poważna choroba, tak samo szkodliwa dla zdrowia jak np. cukrzyca, czy choroby serca. Pozytywne myślenie i optymistyczne nastawienie nie są w stanie wyleczyć depresji - niestety to nie tak działa. Żeby wyleczyć się z depresji potrzebna jest długotrwała terapia oraz (dość często) leki przepisywane przez lekarza. Ryzyko zachorowania na depresję u kobiety rośnie w momencie, w którym jej ciało przechodzi przez fizyczne i hormonalne zmiany, jak np. po porodzie lub w trakcie menopauzy. Z kolei wśród osób starszych naturalną rzeczą jest odczuwanie smutku po utracie współmałżonka lub po zachorowaniu na poważną chorobę. Ale depresja nie jest naturalną częścią życia kogokolwiek, nie jest chorobą, na którą jedni są narażeni bardziej od drugich. Każdy w każdym wieku może cierpieć na depresję, a powodować mogą ją naprawdę różne czynniki...
Szacunek rodem z PRLowskiego "mięsnego"
Dodane przez Andrzej, w dniu 24.02.2013 r., godz. 20.45
Jestem mężczyzną przed 30-stką, od ok. 8lat mam depresję. Temat depresji jest poruszany często w prasie i mediach i nie będę go teraz rozwijał. Chciałbym podzielić się doświadczeniami z wizyty w poradni psychologicznej - nie znam dokładnej nazwy tej placówki, ale chodzi o tę koło szpitala w Wyszkowie (2 piętro). To co widzimy w telewizji, na ulotkach, ta pełna anomimowość i szacunek do człowieka z depresją nijak się ma do wyszkowskiej rzeczywistości. Po wejściu do otwartego na oścież gabinetu (anonimowość) i informacji, że chciałbym się zapisać do psychologa Pani recepcjonistka poinformała mnie niezbyt grzecznie, że co najwyżej mogę się zapisać do psychatry. Wyjęła następnie gruby terminarz z szuflady i - przepraszam za słowo, ale oddaje ono doskonale sytuację - pier......ła nim o biurko, następnie otworzyła i z wielką łaską spytała czy mnie zapisać. Nie zapisałem się... Wyszedłem i nie zamierzam więcej wracać w to miejsce. To tyle z moich opowieści. Życzę powodzenia lecząc się w państowych placówkach.
Dodane przez Fan, w dniu 24.02.2013 r., godz. 23.00
Karygodny przypadek opisany przez Andrzeja, jednak nie mylić z "Soterią", która też znajduje się koło szpitala.
POrządzi
Dodane przez Jas, w dniu 26.02.2013 r., godz. 10.04
Cała Służba Zdrowia, uzdrowiona została najpierw ręką Kopacz, teraz Arłukowicza!

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta